"Niżyński" w reż. Waldemara Zawodzińskiego z Teatru im. Jaracza w Łodzi. Pisze Marek Kubiak w serwisie Teatr dla Was.
Często, kiedy wychodzę z teatru rozczarowany słabym spektaklem, jedyne co mam ochotę zrobić to pójść za kulisy, stanąć przed aktorami / reżyserem i otwarcie zadać im pytanie: czy sami w głębi ducha i z ręką na sercu wierzą w artystyczną wartość i jakość tego, co przed chwilą pokazali na scenie? Gdyby odpowiedź Kamila Maćkowiaka - odtwórcy tytułowej roli w monodramie "Niżyński" w Teatrze im. Jaracza w Łodzi - była twierdząca i z podniesionym czołem on sam podpisałby się pod ekwiwalentem scenicznym dzieła, mogłoby to jedynie świadczyć o jego nonszalancji, braku samokrytycyzmu i zwykłym aktorskim zadufaniu. Sam nie wiem co gorsze? Trzeba naprawdę niebywałego talentu, i aktorskiego i tanecznego, by porywając się na taką rolę sprostać zadaniu, nie narażając się na efekt skali. Tekst bazujący na dziennikach tancerza pisanych przez sześć tygodni jego rozwijającego się obłędu - który to skazał go na izolację i odciął od sceny