Urodziłem się w mieście, które doznawało gorącej tęsknoty za sztuką Dalekiego Wschodu. Tęsknoty, a może raczej: przeczucia. Wśród tajemnic, którymi mnie zaskakiwał w Krakowie w latach dwudziestych mój szkolny kolega, Jan Sztaudynger, znalazło się również opowiadanie o wspaniałościach japońskiego malarstwa. Odkrywał je polskim artystom Feliks "Mangha"-Jasieński. Wydaje mi się, że w ówczesnych olśnieniach było, między innymi, połączenie radości kolorystycznej z jakimś metaforycznym zasugerowaniem smaku i zapachów. "Malarstwo kwiatu wiśni" opierało się na skojarzeniach owych radości i zachwytów, jakie człowiekowi współczesnemu daje pełność i różnobarwność wrażeń. Kojarzyć i zbliżać to, co dalekie, rozbudzać w ten sposób najistotniejszy żywioł sztuki, którym jest wyobraźnia - oto cel, który sobie wytyczali propagatorzy sztuki Dalekiego Wschodu. Niegdyś Mickiewicza zelektryzowała wiadomość, że widowisko analogiczne do obrz�
Tytuł oryginalny
O role dla Eichlerówny
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr"