"Pieta" w reż. Zenona Fajfera w Łaźni Nowej w Krakowie. Pisze Aleksandra Sowa w serwisie Teatr dla Was.
Pośrodku sceny stół, a na nim, jak gdyby w stanie wegetacji, leży mężczyzna - pisarz, wyrzucający na ziemię beznamiętnym gestem kolejne zmięte kartki wypełnione albo nieudanymi słowami, albo niemożnością tworzenia. Kobieta sfrustrowana, ale nie zrezygnowana, postanawia doprowadzić go do stanu używalności, wręcz zmuszając do życia: mówienia, jedzenia, czytania, pisania. Udaje jej się na pewno jedno: rozpoczęcie refleksji nad SŁOWEM, znaczeniem, tworzeniem i sytuacją tworzącego. Jest jak muza, asystentka, sekretarka w biurze artysty - stwórcy, której życie z nim zaczyna się zlewać z dziełem. Początek spektaklu jest obiecujący. Właśnie dlatego, że następuje tu przemieszanie bytów i zlanie fikcji i rzeczywistości. Ponadto, rola kobiety jest niejednoznaczna: nie wiadomo, czy to matka, czy kochanka - opiekuje się mężczyzną, ale w sposób, który zdaje się być podszyty jakimś erotyzmem. Dwoje ludzi może być matką i dzieckiem, ale może te�