Protesty w teatrach to nie jest sprawa nowa. Tego typu akcje są wpisane w historię tych instytucji i doprawdy oburzenie tu nie pasuje. I cóż z tego, że ktoś organizuje drakę, głośno zgaduje rymy, woła "hańba", lży reżysera i rozdzierająco wzywa do opamiętania? Nic - pisze Stanisław Mancewicz w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Wydaje się, że skoro twórca decyduje się na zabiegi wedle niego awangardowe, to rzecz chyba oczywista, iż zwolennicy teatru elżbietańskiego dostają bzika i wdrażają działania mające przywrócić ład estetyczny, bliski ich wyobraźni. To po pierwsze. Po drugie - bezwzględnie twórca mający w planach pokazanie publiczności choćby namiastki aktu współżycia płciowego musi być przygotowany na najgorsze. I nie jest to wbrew pozorom specyfika widowni krakowskiej, ale każdej. Dla znacznej części ludzkości kopulacja jest zaprzeczeniem sztuki. Chyba dlatego, że niemal każdy kopulować próbował. Do teatru, zwłaszcza narodowego, i to nie za darmo, idziemy zatem, by zobaczyć widowisko, które jest nie do zrealizowania i oglądnięcia w domu. Poza tym patrzenie na to, jak to robią bliźni, uważane jest wciąż za perwersję, a na perwersję w teatrze narodowym miejsca nie ma. Tych kilka argumentów winno rozwiać wątpliwości i dać wytłumaczenie przyczyn ostatnic