- Długo się zastanawiam, zanim wybiorę się na spektakl. Nie chcę tracić czasu i nerwów na klasykę, z której często zostaje tylko tytuł i część konstrukcji dramaturgicznej, a cała reszta jest wielką niespodzianką. Często zresztą nie do przyjęcia - mówi Wiktor Szenderowicz, rosyjski dramaturg i satyryk, w rozmowie z Walentyną Trzcińską w Teatrze.
WALENTYNA TRZCIŃSKA Jak czuje się dziś w Rosji zawodowy satyryk? Pytam, bo kilka lat temu część polskich cenionych satyryków orzekła, że pora umierać. Bo satyra wkroczyła do naszej polityki, do obu izb naszego parlamentu, i jakoś nie chce się stamtąd wynieść. WIKTOR SZENDEROWICZ Powiedziałbym, że u nas to zjawisko jest znacznie mocniej osadzone niż w Polsce. Niedawno rozmawiałem z redaktorem Adamem Michnikiem i w pewnym momencie zaczęliśmy się licytować, którzy idioci więksi - wasi czy nasi. Ja twierdziłem, że nasi, i przytoczyłem przykład, gdy nasi deputowani wnioskowali o przywrócenie Rosji starego kalendarza. Na to on przypomniał, jak wasi deputowani modlili się w parlamencie o deszcz. Spytałem go: - I co, pomogło? Powiedział, że tak, bo zajęto się melioracjami. A mówiąc serio, to u was jest o tyle lepiej, że władza jednak się zmienia. U nas jest od lat ta sama, jedynie w nieprzewidywalny sposób ewoluuje. Czy można było na przykład