"Straszny dwór" Stanisława Moniuszki w reż. Ryszarda Peryta w Polskiej Operze Królewskiej w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że "Straszny dwór" wraz z "Halką" to nasze dwa największe narodowe arcydzieła operowe. Większych nie stworzył żaden z polskich kompozytorów operowych, zarówno dawnych, jak i współczesnych. Zdaję sobie sprawę z tego, że słowo "narodowy" u niektórych powoduje drgawki alergiczne. Owi alergicy przystąpili do ataku na najnowszą premierę "Strasznego dworu" w reżyserii Ryszarda Peryta wystawioną w Polskiej Operze Królewskiej w niezwykle skromnej, ale jakże znakomitej i wiele mówiącej inscenizacji, z pięknym, głębokim, przejmującym finałem odwołującym się do naszej tradycji, w której przez całe wieki polska tożsamość narodowa i religijna są ze sobą ściśle zespolone. Ileż jadu znajduję w niektórych recenzjach "Strasznego dworu". Są nawet tacy, którzy próbują umniejszyć postać samego Stanisława Moniuszki i powątpiewać w słuszność ustanowienia przez Sejm Roku Moniuszkowskiego z racji dwustulecia urodzin