Koncert "Life Along the Borderline - A Tribute to Nico" na XXXI PPA. Pisze Rafał Zieliński w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
Swój urok miały młoda aktorka Soap & Skin z Austrii czy Laetitia Sadier z grupy Stereolab próbujące mniej lub bardziej upodobnić się do nieżyjącej wokalistki The Velvet Underground, choć nie zawsze im to dobrze wychodziło. Niestety, zabrakło czegoś ważnego, ulotnego - piosenki nijak nie składały się w całość, w spójną opowieść o Nico. Znam jej głos tylko z płyt, ale nawet w takiej przepuszczonej przez studyjną obróbkę wersji potrafiła swoim wokalem czarować. Daleko jej było do kunsztu Lisy Gerrard, ale tak jak ona za czasów Dead Can Dance Nico potrafiła swoim głosem opowiadać historie, tworzyć własny świat, budować napięcie. Kto inny powinien o tym wiedzieć lepiej niż sam John Cale? Niestety, nie udało mu się stworzyć z piosenek, które usłyszeliśmy w sobotni wieczór w Capitolu, zwartej całości. Nie było ducha Nico unoszącego się nad sceną. "Life Along the Borderline" okazał się zbiorem artystycznych osobowości, bez wątpieni