Ten tekst - żeby nie było wątpliwości i zakulisowych komentarzy - piszę TAKŻE jako przyjaciel Sławomira {#au#87}Mrożka{/#}. Albo precyzyjniej: jako ktoś, kogo Sławomir Mrożek zaszczyca swoją przyjaźnią. Dzięki tej przyjaźni nauczyłem się bardzo wiele: serdeczności, solidności, lojalności, szlachetności... A ponieważ jestem wrażliwy i sentymentalny, te cechy osobowości ujmują mnie o wiele bardziej niż światowa kariera moich przyjaciół. I denerwuję się, gdy czytam rozmaite baliwernie o nich i ich twórczości. Ten liryczny wstąp posłuży do rozważań o rozdmuchanej do niemożliwości afery wokół "Miłości na Krymie". Prawdą jest, że Sławomir swoimi 10 punktami, dotyczącymi wystawienia sztuki, sam włożył kij w mrowisko. Ale też prawdą jest, że dawno nie czytałem tyle recenzenckiego jadu i niefrasobliwości (UWAGA - EUFEMIZM!), co w recenzjach po prapremierze najnowszej jego sztuki. Śmieszne jest to, że właśnie recenzenci (p
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski nr 108