Pozytywne reakcje widzów są częste - aktorom właściwie bez przerwy towarzyszą wybuchy śmiechu, a na końcu długie oklaski. To w sumie trochę zaskakujące. Teatry repertuarowe w stolicy nie dają okazji do oglądania spektakli nietypowych formalnie, bez teatralnego zadęcia - o "Fragmentach dyskursu miłosnego" w rez. Radosława Rychcika w Teatrze Dramatycznym w Warszawie pisze Jan Ensztein z Nowej Siły Krytycznej.
"Fragmenty dyskursu miłosnego" w Teatrze Dramatycznym zaskakują. Przedstawienie, stworzone na podstawie dzieła Rolanda Barthesa o tym samym tytule, daje chwilę oddechu od teatralnej stołecznej sztampy. Wpływ autora "Fragmentów" wyczuwalny jest nie tylko w tekstowej warstwie spektaklu. Juz w koncepcji formalnej widoczna jest inspiracja strukturalizmem czyli nurtem, który Barthes reprezentował. Założenia konstrukcyjne skupiają się zatem wokół pewnych powtarzalnych i uniwersalnych motywów kulturowych. Nie ma tu bohaterów, króla i królowej, czy innej banalnej bajki. Przedstawienie tworzy czwórka aktorów: Klara Bielawka, Joanna Drozda, Marcin Bosak i Adam Graczyk. Nie budują oni konstrukcji fabularnej, a jedynie odgrywają klisze - struktury odnoszące się do tematu miłości i związków. Pewna niespójność przedstawienia jest zatem intencjonalna i do pewnego momentu nie razi. Warsztatem czwórki młodych aktorów nie jest typowa gra dramatyczna. Reżyser, Radosł