„Kim jesteście?” według dramatu „Ordo Virtutum” św. Hildegardy z Bingen, w reż. Jarosława Kiliana w warszawskim Teatrze Lalka. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w miesięczniku "Wpis".
Można by powiedzieć, że żyjemy obecnie w czasie quasi-apokaliptycznym albo już nawet apokaliptycznym. I w tymże czasie większość twórców teatralnych (czy raczej pseudotwórców) ściga się ze sobą na bluźnierstwa, na to, kto jeszcze dalej posunie się w obrzydliwościach i aktach skandalizujących, kto jeszcze bardziej „przywali” katolikom (vide: niedawna premiera w toruńskim Teatrze im. Wilama Horzycy przedstawienia „Biblia: Próba” w reżyserii Słoweńca Jerneja Lorenci, który został zaproszony przez dyrekcję teatru). Sceny teatralne są dziś wprost zarzucone profanacyjnymi sztukami, antyartystycznymi, antyestetycznymi i w każdym sensie bezwartościowymi. W sytuacji tego całkowitego upadku moralnego i artystycznego teatru, i w ogóle kultury, gdy wydawałoby się, że nie ma już znikąd ratunku, że tylko „popiół zostanie i zamęt”, pojawiło się światełko nadziei. Pojawiło się niczym „na dnie popiołu gwiaździsty dyjament , wiekuistego zwycięstwa zaranie”, by posłużyć się słowami Norwida. Mam tu na myśli piękną, głęboką w swej mądrości, filozoficznej refleksji, egzystencjalnej wymowie i uduchowieniu prapremierę sztuki „Kim jesteście?” według dramatu „Ordo Virtutum” św. Hildegardy z Bingen. Przedstawienie to, w reżyserii Jarosława Kiliana, wystawiono na scenie warszawskiego Teatru Lalka.
Teatr Lalka słusznie kojarzy się z przedstawieniami dla dzieci i z użyciem przez aktorów najczęściej planu lalkowego. Tym razem jest jednak inaczej. „Kim jesteście?” to bynajmniej nie spektakl dla najmłodszych i bez udziału kukiełek. Adresowany jest do dorosłej, myślącej widowni.
Pochodząca ze szlacheckiej frankońskiej rodziny, działająca w XII w. mistyczka i wizjonerka św. Hildegarda z Bingen (1098-1179) była jedną z najważniejszych postaci średniowiecza, jednym z najwybitniejszych myślicieli i filozofów tego okresu. Rodzice już w dniu jej narodzin poświęcili ją Bogu jako swoją „dziesięcinę”; urodziła się rzeczywiście jako ich dziesiąte dziecko. Mnich Gotfryd z Disibodenbergu, sekretarz Hildegardy, napisał o niej w biografii „Vita Sanctae Hildegardis”: „Za panowania Henryka IV w Świętym Cesarstwie Rzymskim żyła w Galii Bliższej dziewka słynąca ze swego szlachetnego urodzenia i świętości. Na imię jej było Hildegarda. Jej rodziciele, Hildebert i Mechthylda, choć ludzie możni i ze sprawami światowymi obeznani, mieli na względzie dary należne Stwórcy, oddali, przeto córkę w służbę Bogu. Jeszcze w dziecięctwie od spraw ziemskich się odsunęła, odgrodzona od nich przedziwną czystością”. Po upływie niemal dziewięciu wieków współczesna biografka Sabina Flanagan napisała zaś o niej: „Hildegardy nie otacza kult, w odróżnieniu od skromnej i cierpliwej Bernadetty z Lourdes albo niezwykle łagodnej Teresy od Dzieciątka Jezus. Nie cechowała jej bezgraniczna cierpliwość, a pokorze, choć ze wszech miar prawdziwej, w paradoksalny sposób towarzyszyła postawa autorytarna i pewność siebie”.
Mniszka Hildegarda była niewątpliwie osobą niezwykłą o szalenie bogatej, charyzmatycznej osobowości, wszechstronnie uzdolnioną. W wieku 8 lat została oddana do klasztoru benedyktynek w Disibodenbergu (Góra św. Dyzyboda), gdzie zdobyła gruntowne wykształcenie. Już od trzeciego roku życia miewała wizje, w których komunikowała się z Chrystusem. Słyszała głos Boży skierowany do niej, co po latach opisała to w „Żywocie”. Znała dobrze Pismo Święte, starożytną literaturę piękną, łacinę. Bardzo lubiła czytać a miała możliwość korzystania z bogatego księgozbioru benedyktyńskiego. Obdarzona była ponadto talentami literackim i muzycznym – tworzyła poezję, komponowała utwory muzyczne, w tym chóralne, zostawiając je w zapisie nutowym, sama potrafiła też pięknie śpiewać. Pisała ponadto dzieła filozoficzno-teologiczne, odbywała podróże kaznodziejskie a nawet odprawiała egzorcyzmy. Jest także j autorką prac z zakresu medycyny („O przyczynach i leczeniu chorób”), kosmologii, przyrodoznawstwa i ziołolecznictwa. Dzisiaj coraz więcej osób odkrywa mądre wskazania św. Hildegardy odnośnie do medycyny naturalnej, zdrowego żywienia czy zielarstwa.
Niemiecka benedyktynka, światła, bardzo inteligentna i wykształcona kobieta, pisała również przeznaczone na scenę sztuki, dramaty liturgiczne. Jej twórczość wskazuje, że miała doskonałą znajomość nie tylko Pisma Świętego, ale też pism Ojców Kościoła oraz innych średniowiecznych autorów. Treści biblijne przenikają całą twórczość św. Hildegardy. Pośród wielu darów miała też mniszka dar proroczy, nazywano ją prorokinią oraz Sybillą znad Renu. Pełniła funkcję przeoryszy żeńskiego zgromadzenia, założyła dwa nowe klasztory, wiele podróżowała. Ta benedyktyńska opatka utrzymywała liczną korespondencję z ówczesnymi możnowładcami - królami, książętami, biskupami. Wszyscy oni radzili się jej w sprawach duchowych.
Aż trudno uwierzyć, że wszystkim tym obowiązkom, zadaniom, zajęciom, talentom i sprawom podołała jedna kobieta, i do dość chorowita. Jak piszą jej biografowie, była osobą niezwykle pogodną i niosącą radość, uczynną, opiekuńczą, pełna dobroci dla innych. Rozpoczęty w 1227 r. proces kanonizacyjny Hildegardy został wstrzymany z niewyjaśnionych przyczyn. Mimo to w XIV w. została ona umieszczona w martyrologium jako święta. Obchód ku jej czci wpisano do kalendarza liturgicznego dopiero jednak w 1971 r., a prawie 40 lat później (10 maja 2012 r.) rodak mniszki na tronie Piotrowym – Benedykt XVI – potwierdził, że Hildegarda z Bingen, ze względu na swoje zasługi dla Kościoła i ogromny wkład w rozwój myśli katolickiej, może odbierać cześć jako święta w całym Kościele. Papież ten ogłosił ją również doktorem Kościoła powszechnego. Hildegarda jest dziś patronką esperanto, językoznawców i naukowców. Tak więc święta ta, na długie stulecia zapomniana, zaczęła na przełomie XX i XXI w. cieszyć się ponownym zainteresowaniem, a jej myśli przeżywają dziś swój renesans. Mniszka powróciła też na nowo w swojej przebogatej twórczości, na nowo jest tłumaczona.
Zarówno postać św. Hildegardy z Bingen, jak i jej dzieła mają dla współczesnej kultury nieocenioną wartość. To swoista odtrutka na obecne czasy upadku, niewiary i brutalizacji, wręcz „zaczadzenia” twórców sztuki i kultury jakimś nihilistycznym i bardzo niebezpiecznym rewizjonizmem wobec naszych narodowych dzieł budowanych na wartościach chrześcijańskich. Dominująca we współczesnej kulturze relatywizacja piękna i dobra, a często wprost gloryfikacja zła i brzydoty, prowadzi do utraty sensu życia, poczucia pustki, do przeświadczenia, że nic nie ma już znaczenia. Toteż przywrócenie współczesnej kulturze pamięci o św. Hildegardzie, wprowadzenie jej dzieł do tzw. społecznego obiegu w formie książek, przedstawień teatralnych czy koncertów muzycznych ma istotne znaczenie.
Ojciec Volmar, benedyktyn, spowiednik, przewodnik duchowy i zarazem sekretarz Hildegardy zachęcił ją do spisywania mistycznych wizji, których doznawała. Początkowo wzbraniała się w obawie, że nie podoła tak trudnemu i odpowiedzialnemu zadaniu, że przerasta ono jej możliwości. Pierwsze dzieło teologiczne „Scivias” (Poznaj drogi Pana) pisała przez 10 lat. Zawiera zbiór jej wizji, w których pojawia się Boży zamysł stworzenia świata. Dzieło to jest określane jako encyklopedia wiedzy o średniowiecznym spojrzeniu na Boga, człowieka i kosmos. Po nim pojawiły się dwie kolejne księgi „Liber vitae meritorum” (Księga zasług życia) i „Liber divinorum operum” („De Operatione Dei”; Księga dzieł Bożych). Razem stanowią one tzw. trylogię wizyjną, której tworzeniu przyświecała myśl przybliżenia nam, zwykłym ludziom prawd wiary w formie literackiej.
W programie do inscenizacji „Kim jesteście?” zamieszczono cytat pochodzący z księgi „Scivias”, gdzie Hildegarda opisuje jedną ze swoich wizji: „Przed kolumną prawdziwej Trójcy ponownie ujrzałam jakby kolumnę. W kolumnie od dołu aż do samego szczytu znajdowało się wejście podobne do drabiny. Po tej drabinie wchodziły i schodziły wszystkie cnoty Boże. Były obarczone drogocennymi kamieniami, widziałam, że idą, by czynić swe dzieło”. W przedstawieniu w Teatrze Lalka słowa te wypowiada Irena Jun jako Hildegarda, można je nawet potraktować jako motto spektaklu. Wymowa „Scivitas” znakomicie łączy się bowiem z dramatem scenicznym Hildegardy „Ordo Virtutum”, który stanowi podstawę scenariusza inscenizacji; jego autorką jest teatrolog i krytyk tańca Aleksandra Rembowska.
Napisany w 1151 r., a więc prawie 900 lat temu utwór sceniczny Hildegardy z Bingen ma charakter moralitetu i jest uznawany za jeden z pierwszych rozbudowanych utworów dramatycznych średniowiecza przeznaczonych na scenę teatralną. Treścią o charakterze dydaktycznym przypomina średniowieczny dramat liturgiczny. Do swojej sztuki Hildegarda sama też skomponowała muzykę.
Tytuł „Ordo Virtutum” można tłumaczyć jako „Porządek Cnót” lub „Zastęp Cnót” (chodzi o Cnoty Boże). Sztuka przedstawia dramat rozgrywający się w ludzkiej duszy - walkę między dobrem a złem. Wyrażona została ona w formie dialogu, jaki toczy się między ubranym na biało Chórem Cnót Bożych i diabłem odzianym w ciemny kostium. Przypominający anioły Chór jest wyrazicielem dobra i obrony duszy przed pokusami diabelskimi. Kwestie Chóru Cnót „My korzeniami, my owocem Boga” przeplata śpiew po łacinie Anny Marii Jopek, która jest w przedstawieniu swego rodzaju komentatorką zdarzeń. Diabeł (Andrzej Perzyna) kusi Duszę, by ta uległa urokowi świata doczesnego, porzuciła myśl o życiu wiecznym, oddaliła się od Stwórcy. Diabelskie sztuczki kuszenia, świetnie pokazane w formie pantomimicznej przez mima Rui Ishihara, który jest personifikacją myśli Diabła granego przez Andrzeja Perzynę prowadzi do upadku Duszy. Woła ona: „Wiem, że zbłądziłam, Cnoty, przybądźcie, pomóżcie mi zwyciężyć Złego”. Zastęp Cnót spieszy na ratunek ginącej Duszy, pokonuje moc diabelską. Wygrywa dobro, następuje nawrócenie i zbawienie pokutującej Duszy, a ze sceny słyszymy wówczas: „Dzięki pokucie ludzie przechodzą od grzechu do nawrócenia”.
Jarosław Kilian wprowadził do spektaklu postać samej autorki „Ordo Virtutum”, czyli św. Hildegardy z Bingen, w osobie znakomitej aktorki Ireny Jun (gościnnie na tej scenie). Jest ona postacią wyjątkową, o wiedzy nieporównywalnie większej aniżeli pozostałe osoby dramatu, wręcz proroczej. Usadowiona z prawej strony, można powiedzieć na proscenium, jest obecna przez cały czas trwania spektaklu. Obserwuje dziejące się wydarzenia i od czasu do czasu przedstawia swoje wizje „Widziałam orszaki aniołów, archaniołów, serafinów, cherubinów…”. Ma więc tytuł po temu , by pełnić funkcję narratora i przewodnika. Stanowi też rodzaj klamry kompozycyjnej przedstawienia w formie Prologu i Epilogu: rozpoczyna spektakl przedstawiając swoją wizję kroczącego Zastępu Cnót oraz zamyka go. Finał ukazujący pustą scenę z obecną na niej tylko Hildegardą - Ireną Jun jest niezwykle piękny i głęboko przejmujący. Oto mniszce jawi się wizja przemawiającego do niej Chrystusa na Krzyżu. Doskonale poprowadzona rola dodaje całości specjalnego, duchowego klimatu i jeszcze bardziej uwyraźnia autorskie intencje zawarte tak w samym tekście, jak i w formule inscenizacyjnej.
W spektaklu Jarosława Kiliana obok słowa mówionego ważną rolę pełni także muzyka grana pod kierownictwem Natalii Czekały i Krzysztofa Guzewicza oraz śpiew. Wraz z pozostałymi elementami współbuduje to dramaturgię poprzez napięcie tworzące się podczas dialogowania zbudowanego na przeciwstawieniu partii solowych i chóralnych. Oprócz tekstu św. Hildegardy z Bingen reżyser wykorzystał też w spektaklu skomponowaną przez nią oryginalną muzykę oraz iluminacje. Zrealizował swój spektakl z wielkim wyczuciem wrażliwości na piękno artystyczne całości - na poetyckie słowo, wysublimowaną metaforę, wyjątkowe brzmienie warstwy muzycznej i głosowej, koncepcję choreograficzną. Elementy konstruujące to wybitne przedstawienie można porównać do swego rodzaju misterium prezentowanego w formule teatru rapsodycznego. Gościnny udział Anny Marii Jopek w ślicznie zaśpiewanych, a nawet wręcz artystycznie przez nią wykreowanych partiach wokalnych wspaniale harmonizuje z całością tego wyjątkowego i bardzo pięknego spektaklu „Kim jesteście?”. Jej pełen dramatyzmu głos głos dopełnia to skromne inscenizacyjnie, ale wielkie duchem przedsięwzięcie.