EN

27.07.2022, 15:42 Wersja do druku

O Łomnickim głosy

...Nie zobaczę Tadeusza Łomnickiego na poznańskiej scenie w roli Leara. Nie wiem, jaki będzie? Ile w nim zostanie z komedianta w Komediancie, ze starego aktorzyny, który się zgrywa w każdej roli, a był i Napoleonem, i każdym z cesarzy rzymskich, i chyba także szekspirowskim Learem. W tych wszystkich rolach–wcieleniach prawdziwych i zmyślonych, był wielkim aktorem. Łomnicki, kiedy gra wściekłość, jest wściekły na samego siebie, kiedy gra wielkość jest jednocześnie zawistny o tę wielkość. O tę wielkość nawet udaną. I to po jakim mozole przed lustrem. Ale w lustrze jest przecież zawsze jego twarz.

fot. arch. Lecha Śliwonika

Wielki aktor bierze z samego siebie głębiej niż z tekstu. Skąd są wściekłości Tadeusza, i to co w jego rolach ciemne i złowieszcze? I kiedy siedzi ze mną przy stoliku, skąd są jego lisie miny, i czułości, i nienawiści? Z ról, czy z niego samego?

I może w tym polskim Learze zostanie jak osad na dnie kieliszka gorzki rozrachunek. W którym połączą się czasy jak w Ostatniej taśmie Krappa. Grał w niej przecież Łomnicki i Końcówkę. Własną. Ale może właśnie w tym polskim Learze, anno 1992, w tym zawsze współczesnym Szekspirze, rozpad i rozkład świata bardziej jeszcze dławić będzie gardło niż we wszystkich japońskich, włoskich i angielskich Szekspirach.

Gdy ten dzień smutny poraża nas bólem,

Płaczmy nad starym i nieszczęsnym królem.

Nie zobaczę Łomnickiego i w Learze. Ale widzę go na niewidziane. I słyszę jego głos, nawet wtedy, kiedy na chwilę ustaje jego serce. Będzie to wielki Lear, gorzki Lear, który pozostanie w pamięci.

Jan Kott

Santa Monica, luty 1992

Można by się dziwić, skąd się w naszym świecie za dwa grosze wziął ten wielki metafizyczny aktor, choć raczej należałoby się dziwić, gdyby go nie było; tylko głupcom wydaje się, iż znają pełny stan naszego posiadania.

Adolf Rudnicki, 1962

..to był największy polski aktor drugiej połowy wieku XX. Numer jeden. Bez dyskusji. A polityką się zajmował, bo uważał, że tym może coś załatwić dla środowiska, dla teatru. Chociaż dzisiaj łatwo powiedzieć, że to było bez sensu, on naprawdę tak myślał.

Pamiętam, jak podczas generalnej Dożywocia Fredry, gdzie grał wspaniale Łatkę, wchodzę do garderoby, patrzę i mówię: ”Co to jest? Rozmaitości 1904!”. Siedzi Łomnicki i nożycami przystosowuje swój surdut, tak jak kiedyś Kazimierz Kamiński. Sam go sobie kroi, żeby wyglądał bardziej szmatławo. Obok Tadeusz Fijewski wkłada łysą perukę. To było szalenie zachowawcze przedstawienie, ale bardzo dobre. Łomnicki to był człowiek, który o teatrze wiedział wszystko.

Andrzej Łapicki

Wbrew temu, co się często słyszy, zapamiętałem mojego profesora, jako człowieka o niezwykle silnym poczuciu autoironii. To jego słynne: „Zazdroszczę widzom, że mogą na mnie patrzeć…”. Albo „…jak grałem tego Ui na Mokotowskiej, to taka cisza była w teatrze, że słychać było jak koty na Muranowie pierdziały.” Albo „…jak grałem w Leningradzie w 65, to jeszcze do dzisiaj bosi chłopi z Kaukazu pielgrzymują tam na piechotę, bo oni myślą, że ja tam jeszcze gram”.

Gdybym miał znaleźć słowo, które najpełniej oddaje istotę Jego aktorstwa i metod pedagogicznych, byłoby nim słowo – zachwyt, zachwycenie. Ale w tym pierwotnym, biblijnym znaczeniu, w jakim używa go Ksiądz Jakub Wujek – „…był zachwycony aż do Nieba!”. Słowo to oddaje nie tylko stan emocjonalny, ale wręcz fizyczne doznanie – stan, w którym jakaś potężna ręka chwyta i odrywa nas od ziemi, stan pochwycenia, porwania, uniesienia… Tak właśnie zachwycony, złowiony, porwany zostałem przez Tadeusza Łomnickiego.

Jarosław Kilian

Obie wypowiedzi na konferencji w Akademii Teatralnej, w 2007 r.

On, Łomnicki – zbieranie wątków

W dorobku Akademii jest osoba szczególna i okres szczególny – z tą osobą związany: Tadeusz Łomnicki i lata jego pracy w uczelni, zwłaszcza lata sprawowania funkcji rektora. 22 lutego przypada 15. rocznica śmierci, dzień 28 lipca będzie 80-leciem urodzin. Zostaliśmy zatem podwójnie wezwani do przypomnienia wielkiego artysty i pedagoga.

Łomnicki związał się z uczelnią w 1968 roku. Przyszedł tutaj, mając już niezwykły dorobek. Tak niezwykły, że badacze mieli do rozstrzygnięcia jeden dylemat: czy Łomnicki jest najwybitniejszym polskim aktorem 2. połowy XX wieku, czy w ogóle najwybitniejszym polskim aktorem. Po dwóch latach pracy w PWST powołany został na stanowisko rektora. I w tej roli okazał się wybitny – za jego kadencji uczelnia umocniła się i rozwinęła: powstały dwa nowe wydziały – wiedzy o teatrze i zamiejscowy białostocki wydział sztuki lalkarskiej. (…)

Żyjemy w czasie nieprzyjaznym kreowaniu, a zwłaszcza trwaniu, autorytetów. To znamię czasu jest groźne dla kultury, szczególnie groźne dla szkolnictwa artystycznego, które ciągle jeszcze opiera się na relacji: mistrz – uczeń. Jeśli więc w części polityki społecznej jak gdyby przyjęto za zadanie obalanie pomników, uczelnia musi uznać za swój cel ochronę tych pomników, które trwać muszą, jako znak minionej – ale ważnej dzisiaj i zawsze – wielkości.

Z wystąpienia Rektora Akademii Teatralnej, prof. AT Lecha Śliwonika na konferencji naukowej On, Łomnicki 22 lutego 2007 roku.

Tytuł oryginalny

O Łomnickim głosy

Źródło:

„Scena” nr 1-2 (109/110)