EN

18.04.2005 Wersja do druku

O kiczu w teatrze

Szmira całkiem niepostrzeżenie zakradła się do teatru. Chociaż epoka Stefci Rudeckiej (bohaterki "Trędowatej" Heleny Mniszkówny) i łzawych romansideł bezpowrotnie minęła, na deskach polskich scen można zobaczyć spektakle, które ocierają się o szmirę - pisze Aldona Kaszubska.

- Kicz to grafomania, tandeta, to estetyka szczęścia, ma tendencje do powtarzalności. Kiczem będzie sztuka napisana przez kiepskiego dramaturga, ale kiczem może stać się również doskonały dramat, wyreżyserowany przez świetnego reżysera, mam na myśli np. "Wyzwolenie" w reżyserii Mikołaja Grabowskiego, w którym aktorzy operowali wyświechtanymi gestami i mimiką - mówi prof. Jan Ciechowicz, teatrolog. Dla niektórych wielbicieli teatru o tandetę ociera się epatowanie na scenie wulgaryzmami i nagością. Kiedy repertuar gestów wyczerpuje się, nic tak sugestywnie nie przemawia do widza jak nagie kobiece ciało, pod warunkiem, że nie traktuje się go jako zastępczego środka oddziaływania na widza. W recenzjach pojawiają się coraz częściej sformułowania w stylu "scena oddania miłosnego otarła się o granice kiczu". Czy aby tego typu sceny nie są sposobem na przyciągnięcie widza do teatru? - O kicz ociera się również zbyt dosłowna interpretacja dz

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

W krainie kiczu i obciachu

Źródło:

Materiał nadesłany

Onet.pl

Autor:

Aldona Kaszubska, Razem

Data:

18.04.2005