Z kim pił wódkę, dlaczego wyjechał z Opola, dlaczego młodzież nie rozumie fenomenu jego teatru. W 10. rocznicę śmierci Jerzego Grotowskiego wspominali go współpracownicy, przyjaciele i widzowie - pisze Anita Dmitruczuk w Gazecie Wyborczej - Opole.
Spotkanie zorganizowali najemcy pubów Laboratorium i Maska, gdzie kiedyś mieściły się Teatr 13 Rzędów i Towarzystwo Przyjaciół Opola. Siedząc przy winie, kawie i herbacie, dawni współpracownicy i wielbiciele Grotowskiego dzielili się swoimi wspomnieniami. Ryszard Czerwiński, jeden ze współorganizatorów wczorajszego spotkania, dziś podkreśla, że wielkość Grotowskiego docenia, ale przed laty był nań wściekły. - Bo zabrałem na przedstawienie swoją ówczesną dziewczynę, licząc na to, że będę mógł usiąść wygodnie obok niej i potrzymać za rękę. Ale nic z tego, bo aktorzy chodzili między widzami, było wielkie zamieszanie - wspominał. Bo teatr Grotowskiego konwencjonalny nie był ani trochę. - Czy tu było 13 rzędów? Może na początku. To był teatr, gdzie nie było sceny ani rampy, która oddzielała publiczność od aktorów. Teatr był tu wszędzie, a aktorzy i widzowie funkcjonowali w jednej przestrzeni - tłumaczył młodszemu pokoleniu K