Ostatnia sztuka Helmuta Kajzara stanowi przykładową realizację zamierzeń sformułowanych przez jej autora w "Manifeście teatru metacodziennego" przed dwoma laty. Tematy, zbliżone do tych, które wypełniają gatunek Volksstück (np. Kroetz), zostają poprzestawiane i ułożone w swobodne połączenie metaforyczne, by pokazać piękno powszedniości i zarazem stworzyć więź z widzami dzielącymi z autorem sztuki i z aktorami materię codziennego życia, teatr sprawuje tu władztwo nad wszystkimi podobne do tego, jakie każdy osiąga nad życiem we wspomnieniach i w marzeniu sennym.
Metafory składane z konkretów rzeczywistości służyły Kajzarowi w "Paternoster" do obrachunku z młodością i rodziną, w "Gwieździe" - do rozważań nad tajemnicą kobiecości, a teraz, w "Oborze", miały posłużyć do wspólnego opanowania przez autora i widzów epoki wczesnych lat pięćdziesiątych w Polsce. Jest to już jednak historia nie tylko prywatna, a jej wspólne przeżycie i przyswojenie sobie nie może się odbywać w oderwaniu od kontekstu, który rozwijał się dalej, poza moment uchwycony na scenie. Sensowne zastanowienie się nad obrazem dzieciństwa, jeśli wydało ono tamtą epokę, może być dokonane tylko ze świadomością przede wszystkim lat 1956-58. Od tych doświadczeń odcina autora i całe jego pokolenie granica wieku, a założenia teatru metacodzienności akcentują to odcięcie jeszcze silniej: teatr taki ogarnia i uogólnia sprawy przeżyte osobiście, ale też jest do tych spraw ograniczony. Lata 1956-58 przeżył Helmut Kajzar jako kilkunas