„Wieczór Trzech Coachów” Włodzimierza Kaczkowskiego w reż. autora w Teatrze Scena Współczesna w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.
Warszawska Scena Współczesna od dawna proponuje sporo spektakli o zróżnicowanym charakterze, które zadowolą nawet bardzo wybrednego widza. Wśród propozycji nie brakuje przedstawień poważnych i mniej poważnych, zapraszani są nowi aktorzy do współpracy, a repertuar wciąż się poszerza. Letnia aura kusi, by pośmiać się z samych siebie (i innych też, rzecz jasna). Złapać dystans, spojrzeć na otaczającą rzeczywistość i stres nasz codzienny z przymrużeniem oka. Włodzimierz Kaczkowski, autor scenariuszy teatralnych, reżyser i dyrektor Sceny Współczesnej, wciąż zaskakuje nowymi pomysłami i dba o rozrywkę na odpowiednim poziomie. W “Wieczorze Trzech Coachów”, lipcowej premierze w jego reżyserii i według scenariusza, który napisał specjalnie dla swego teatru, zadbał nie tylko o dobrą zabawę, ale i ciut prowokacyjne odniesienia do poważniejszych, aktualnych i dotykających nas spraw, związanych ze zdrowiem i rozwojem. Wnikliwe obserwacje i refleksje na temat współczesności są wplecione w żywy, czasem ostro satyryczny dialog i takież piosenki. Życiowa komedia kręci się niczym karuzela wokół wyścigu szczurów, presji osiągania ponadprzeciętnych wyników w życiu osobistym i zawodowym, w korporacji i… w cyrku. I rzecz jasna wokół coachingu. Aktorskie trio, czyli Łukasz Matecki, Monika Mariotti i Robert Majewski, z werwą, spontanicznością i szczyptą improwizacji przekonuje, że nie trzeba poddawać się depresyjnym nastrojom i zaprasza, by wspólnie chwycić życiowego byka za rogi, korzystając z hasła wypisanego na tablicy – „zacznij tam, gdzie jesteś; użyj tego, co masz; zrób co możesz”.
„Wieczór Trzech Coachów” nie jest jedynie kabaretem ani lekką komedyjką, choć okazji do śmiechu nie brakuje. Parodia i kpina przybiera czasem cięższe oblicze, choć humor rządzi tu niepodzielnie. Odwołania do dawnych i najnowszych zdobyczy psychologii behawioralnej, motywacyjnej, personalnej, społecznej oraz neuropsychologii i psychoterapii dają do myślenia, nawet w formie kabaretowej albo groteskowej. Zaskakuje różnorodność – zmienia się sceneria oraz miejsca akcji – mamy gabinet znanej pani psycholog, która prowadzi terapię clowna w średnim wieku, przeżywającego kryzys zawodowy (jak nic wypalenie zawodowe) i osobisty, potem warsztaty coachingowe, kabaretowe show i nawet polanę w lesie. Czwarta ściana czasem całkowicie znika – podczas przedstawienia aktorzy przemawiają bezpośrednio do widzów, wchodzą z nimi w interakcje, nawet zapraszają na scenę. Ale to tylko celowo kreowane złudzenie i nie ma mowy o tworzeniu akcji ad hoc. Wydarzenia nie wymykają się spod kontroli reżysera i aktorów, chodzi jedynie o iluzję, wrażenie, teatralne „oszukiwanie” publiczności. Wiadomo, bez wcześniejszych prób, dopracowanego scenariusza, prowadzenie dialogów, odgrywanie scenek, klarowność i spójność całości nie byłaby możliwa. Na scenie szaleje trójka coachów, zachęcając do zmian i rozwoju – nieprzewidywalna gwiazda psychologii Monika, kochający rysunek i graficzne obrazy sympatyczny Robert i wyrafinowany, swobodny w satyrze i piosence Łukasz. Akcja nie ma linearnego przebiegu, mimo to słowno-muzyczna komedia, a raczej teatralne show, złożone z licznych scenek, monologów, wierszyków i piosenek zachowuje spójność. Całość rozwija się dynamiczne, by rozbawić wyczuciem absurdu słowa (to zasługa autora tekstu) i błyskotliwie zaskoczyć. Aktorzy wciągają widownię do zabawy, stwarzając okazję do czystego, zdrowego i szczerego śmiechu. Dowcipy nikogo nie obrażają, chociaż bywają dosadne. Robert Majewski, Łukasz Matecki i Monika Mariotti gładko zmieniają styl i osobowość – prowokując, ironizując, żartując z siebie i z nas. Nie tworzą dialogów na bieżąco, choć są czujni i delikatnie reagują na uwagi oraz zachowanie publiczności aby udowodnić prawdziwość hasła: „coach nie krytykuje, coach wspiera”. Moją zdecydowaną faworytką pozostaje jednak Monika Mariotti, choć zdaję sobie sprawę, że zdaniem innych niekoniecznie ona wiedzie prym w tym spektaklu. Mariotti króluje na scenie – gra ostro, zazwyczaj groteskowo, kiedy indziej emocjonalnie, urozmaicając całość rewelacyjnym śpiewem. W każdym stroju – hippiski, szamanki, „doktorki”, włoskiej pani psycholog o światowej sławie czy nawet diwy scenicznej otulonej piórami – czuje się znakomicie i gra żywiołowo, swobodnie. Robert Majewski, Łukasz Matecki partnerują jej z wielką wprawą – dwoją się i troją, pokazując satyryczny rys swego aktorskiego warsztatu. Majewskiego w roli clowna w depresji trzeba zobaczyć, a coacha Mateckiego usłyszeć i wraz z nim zanucić kilka piosenek. Spektakl wzbogacają projekcje multimedialne (z ekranu swoje trzy grosze dorzuca Wojciech Solarz i Sebastian Stankiewicz) i rewelacyjnie zaśpiewane teksty autorstwa Krzysztofa Konrada, z muzyką Mateusza Wachowiaka. Dodam, że przy piosence „Głupota, głupota” pracował też Łukasz Matecki. Parodie przebojów to osobna historia (np. „Toksycznych rodziców mam”), jednak bez ich brawurowego wykonania nie byłoby tego smaczku i radosnej reakcji publiczności.
Pełen humoru i dynamiki spektakl to zasługa scenariusza noszącego znamiona spontaniczności, ale napisanego starannie, dopracowanego i wygładzonego. Włodzimierz Kaczkowski wypełnił go wnikliwymi obserwacjami i refleksjami na temat współczesnej kondycji psychicznej społeczeństwa, wplatając je w żywy, iskrzący się humorem dialog. Sukces murowany i rzecz jasna nie można tu pominąć wkładu tercetu aktorskiego, który potrafi uwodzić błyskotliwą grą, wypowiedziami, humorem i kabaretową groteską ze szczyptą ironii oraz piosenką z karykaturą w tle. Zaopatrzmy się w odrobinę dystansu do samego siebie i otaczającego świata, a możemy liczyć na solidną, dobrą zabawę.