U wielu artystów wątek chopinowski w sztuce budzi strach. Chyba słusznie, bo kolejne próby przeniesienia go na grunt współczesnej sztuki zazwyczaj kończą się fiaskiem - pisze Daniel Cichy w Tygodniku Powszechnym.
Rok Chopinowski w zadziwiający sposób wyzwolił twórczą energię krajowej bohemy. Kusiła okrągła rocznica, nośny temat i pokaźne ministerialne dotacje. Tyle, że często pomysły na uczczenie jubileuszu okazywały się dość groteskowe, szczególne te z puli tzw. pogranicza sztuk, wypływające z chęci łączenia muzyki, tańca, literatury. Z drugiej strony sporo było przedsięwzięć cennych, a przynajmniej wcześniejsze dokonania zaangażowanych w nie artystów, miały ową wysoką jakość artystycznych wydarzeń gwarantować. Obserwując w Roku Chopinowskim kolejne operowo-baletowe przedsięwzięcia, trudno się dziwić, że żaden z wielkich artystów, także kompozytorów nie zajął się w ostatnich 150 latach chopinowskim tematem. Ośmieleni rocznicą, współcześni artyści podjęli wyzwanie. I choć prapremiera opery Marty Ptaszyńskiej nie spełniła wszystkich oczekiwań, chociażby na tle wrocławskiej inscenizacji opery "Chopin" Giacomo Oreficego, kt