"Błądząc" w reż. Eweliny Kaufmann w Teatrze La M.ort w Warszawie. Pisze Jacek Sieradzki w Zwierciadle.
Błądziłem przez zmarznięte w bryłę lodu bielańskie blokowisko, szukając domu kultury na tyłach handlowego pawilonu. Na scenie była ich piątka. W tym Anna Grycewicz, chwilę temu dzielna policjantka, partnerka Lindy w telewizyjnym serialu, także Milena Suszyńska, obie z zespołu Teatru Narodowego - i trzech panów mniej utytułowanych. Nieważne: grali w idealnym zestrojeniu, zespołowo, ubrani w uniformizujące płócienne stroje, boso, zatopieni w cichych skargach, w rozpamiętywaniu własnej egzystencji. Na niewielkim podeście niczym na dryfującej tratwie kreślili metaforyczny obraz życia jako wiecznego błądzenia i wiecznego czekania, zatomizowanej krainy samotności. Czy wizja była zniewalająca? Pewnie nie. Postarzał się ten rodzaj dramatu, gdzie każdy gest i słowo służy uogólnieniu: 120-letni dziś "Ślepcy" Maeterlincka, kiedyś sztandarowe dzieło symbolizmu, czy młodsze o półwiecze "Czekając na Godota" Becketta, a właśnie z tych tekstów Ewelina