Skóra starego człowieka wygląda jak list z przeszłości. Patrzyłam na pewne przedramię przez kilka przystanków. Obok stała pani, na oko ponadosiemdziesięcioletnia, i próbowała złapać równowagę w zatłoczonym autobusie. Ściskała poręcz, aż w pewnym momencie rękaw płaszcza podjechał nieco wyżej i zobaczyłam wiadomość ze świata minionego - pisze Sylwia Chutnik w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.
Numery obozowe. Ledwo widoczne, właściwie zamazane jak źle odbita kalkomania. Poupychane między zmarszczkami skóry wiszącej na kościach. Absurdalne. Teraz, w pędzącym mieście. Pierwsza myśl: wyglądają, jakby ktoś zanotował sobie numer telefonu długopisem na ręku, bo nie miał kartki. Jak oczy ducha, który dziwnym trafem dostał się do teraźniejszości, buszując między współczesnymi ludźmi. A ci nic nie zauważają, spieszą się do swoich spraw. Spojrzałam na twarz pani obok mnie. Nie była duchem, oddychała i ruszała się jak cała reszta. Usta pociągnęła czerwoną szminką, cienkie włosy zaczesała do tyłu. Wreszcie wysiadła z tymi swoimi siatkami, z tymi swoimi przedramionami naznaczonymi historią. Niemy krzyk czy pocztówka z daleka Kilka dni później na widowni Teatru Żydowskiego obserwowałam dziewczynę opętaną duchem zmarłego kochanka. Dybuk szalał na scenie, brawurowa Magdalena Koleśnik jako Lea miotała się i wygrażała wszyst