Naokoło premiery "Płatonowa" w Starym Teatrze unosił się leciutki opar zaciekawienia i nadziei. Zaciekawienie było szczere a nadzieja przyjazna. Nic dziwnego. Zrobiono wszystko, co możliwe aby nas zadziwić. Jako reżysera wypożyczono Filipa Bajona z filmu polskiego, wyjęto na dobrą chwilę Jana Nowickiego z filmu węgierskiego otoczono go wianuszkiem urodziwych i uzdolnionych koleżanek i paru znakomitych kolegów. Znany reżyser, sławny i wybitny aktor, od paru lat nieobecny na scenie, niezły zespół, no i sztuka też nie najgorsza. Wszystko zdawało się zapowiadać wydarzenie niecodzienne. I rzeczywiście. To co zobaczyliśmy na scenie, przeszło najśmielsze oczekiwania i wprawiło w osłupienie nawet tych którzy z zamiłowania lub obowiązku oglądają przeróżne, ścielące się po naszych scenach okropieństwa. Powinni więc być zahartowani i odporni na wszelkie zaskoczenia. A jednak czekały nas same siurpryzy. Pierwszą był bałagan na
Tytuł oryginalny
Nuda, kobietki i krew
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie nr 6