Paradoksalnie brzmi, że nuda może nobilitować spektakl. Ale w tym przypadku naprawdę tak jest - o "All inclusive" w reż. Eweliny Pietrowiak w Teatrze Wybrzeże pisze Anna Bielecka z Nowej Siły Krytycznej.
Kibicuję Markowi Modzelewskiemu od początku jego twórczej pracy. Spośród młodych dramaturgów okrzykniętych przez Romana Pawłowskiego w 2003 roku w "Pokoleniu porno" krzewicielami nowych dramaturgicznych tendencji, których w polskiej literaturze zabrakło po 1989 roku, uznałam go za jednego z najlepiej zapowiadających się pisarzy. Słuchałam więc uważnie, gdy mówił o poszukiwaniu ludzkiej tożsamości, o przyczynach egzystencjalnej bezideowości wynikającej z niewystarczalności życia wobec własnych oczekiwań, trudnych do pełnego określenia, nawet do spółki z wewnętrznym głosem albo własnym alter-ego ("Koronacja"). Nadstawiałam ucha, gdy pokazywał absurdalny świat wyzuty z wszelkich znamion moralności, hołdujący nieskrępowanej żadnymi zasadami wolności, która zezwalała na dokonywanie eutanazji zdrowym i będącym w pełni sił fizycznych młodym ludziom ("Zabij mnie"). Z podziwem patrzyłam, jak pod pretekstem homoseksualizmu odkrywał pełen ludz