"Spalona powieść" w reż. Wojciecha Szelachowskiego w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Jacek Sieradzki w Przekroju.
Rękopisy nie płoną - powiadał messer Woland. Ten jednak płonął i ginął, był rekonstruowany, do naszych czasów dotarł w wersji szczątkowej. I to cud, że w ogóle dotarł. "Spalona powieść" Jakowa Gołosowkera, filologa klasycznego, tłumacza i filozofa, więźnia Workuty i wiecznego tułacza-wygnańca, to coś jakby wariant/zapowiedź/przeczucie/inspiracja "Mistrza i Małgorzaty". Oto szaleniec zarejestrowany w domu wariatów jako Isus (czytaj: Jezus) krąży po Moskwie lat 20. Spotyka skazańca, dziwkę, dziewczynę gwałconą na pustkowiu, ducha Lenina na kremlowskich murach. Wysłuchuje szatana - wiecznego antagonisty - w dyspucie jak z "Braci Karamazow". Nie widzi jednak dla siebie miejsca i znika. To impresja raczej niż fabuła, traktat, a nie materiał na spektakl. Wojciech Szelachowski pieczołowicie przeniósł utwór na scenę, tym razem bez wsparcia lalek, uwzględniając dziury pozostałe po rekonstrukcji i fragmentaryczną strukturę niepozwalającą na