Drugie podejście do festiwalowej koncepcji wdrażania młodego pokolenia reżyserów w arkana „Szekspirlandii” powiodło się, bo się odbyło. Nie odpaliłabym jeszcze fajerwerków, ale nadzieja jeszcze nie umarła. Z 27. eksplikacji wybrano trzy, a każdy z teatrów współpracujących wybrał sobie, uzasadniając wybór, jedną koncepcję i jej konstruktorów.
Pomysł na Nowego Yoricka (NY) Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego od początku wydawał się dość karkołomny ze względu na wyjątkowo specyficzne, choć przecież bardzo pojemne i stosunkowo często eksploatowane, środowisko tekstowe przypisywane Szekspirowi, oczekiwania „wygłodniałych” miłośników festiwalu (festiwalowiczów, „sekciarzy” festiwalowych czy po prostu wyjadaczy Szekspira), ale także ambicje młodych realizatorów mierzących się nie tylko z określonymi ograniczeniami, co też potrzebami. Eksperyment wpisany w założenia konkursu Nowego Yoricka brzmiał niemal jak wyzwanie pokoleniowe, podobnie zresztą jak różne wymogi regulaminowe. Konkurs „Adresowany jest do twórców młodych i debiutujących w polskim teatrze i ma na celu zachęcenie ich do czytania i inscenizowania dzieł Williama Szekspira, szukania w jego twórczości odpowiedzi na współczesne problemy oraz testowania za ich pomocą nowych form teatralnych”. Każdy z trzech wyłonionych pretendentów do NY musiał zmieścić się w limitowanym czasie prób (nie więcej niż 80 godzin), skromnym budżecie z wyłączeniami kosztotwórczymi, limitem aktorów, zachowaniem charakteru inscenizacji – na poziomie zgłoszenia zobowiązał się „uwzględniać założenie, że scenariusz finalnego Spektaklu będzie zawierać minimum 50 proc. wybranego tekstu Williama Szekspira w oryginale lub polskim przekładzie”. I właśnie z tym, podobnie jak podczas całego tegorocznego festiwalu, nie było najlepiej. No bo przecież czasu mało na adaptację całości. Skoro ma być minimum, to będzie.
Konkurs dał młodym dogodne opcje startowe, zarówno na poziomie ekspresji, jak i zaplecza osobowego czy technicznego. Współpraca z uznanymi na mapie Polski teatrami musiała podnieść ciśnienie laureatom, zatem kreacja „namaszczonych” w ramach konkursu miała szanse olśnić (no bo przecież nie każdy taką szansę dostaje). Olśnienia chyba nie było a większość widzów kwitowała próbę ocenną stwierdzeniem, że to przecież in progress, co oczywiście prawdą jest. Każda z trzech propozycji miała wyraźnie określoną konstrukcję całości, mocno wpisaną w przestrzeń Sceny Malarnia Teatru Wybrzeże, dość wyrazistą koncepcję formalną, w dwóch przypadkach praca nad rytmem spektaklu była zaawansowana. Każda z propozycji ma zostać pokazana premierowo w teatrze współpracującym, w którym odbywały się próby.
Najmniej oczywistą próbą adaptacji tekstu Szekspira okazał się „Lover’s complaint” w oparciu o poemat „Skarga zakochanej” w reż. Miry Mańki, z udziałem aktorów Teatru Polskiego w Poznaniu i zaproszonej jednej osoby „o alternatywnej wobec mainstreamu wrażliwości sensorycznej” (cytat za Maciejem Nowakiem). Tekst stracił na znaczeniu wobec formy całości, na jaką zdecydowała się reżyserka (w pewnym momencie uczestniczka działań scenicznych). Moduły tekstowe podporządkowane gestowi, muzyce i choreografii pozbawione zostały liryczności i charakteru, stały się środkiem, a nie kontekstem. Mimo założeń koncepcyjnych reżyserki siła dramatu (mająca podłoże z uwiedzenia i porzucenia postaci poematu), nawet wypowiadanego polskim językiem migowym, nawet poprzez wielogłos chóralny (z prowadzącym Michałem Lazarem, autorem kompozycji), odbijała się od widzów.
Intrygująco zapowiadała się propozycja Jana Marka Kamińskiego przede wszystkim poprzez zainteresowanie się tekstem Szekspira o owianym złą sławą Ryszardzie III. Wybór Dominika Rubaja (nieetatowego aktora Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy, podobnie jak jeszcze dwóch innych) na tytułowego Ryszarda okazał się bardzo dobrym posunięciem, ponieważ lekkość gry i pomysł na pokaz „skazy” bohatera budowały dramaturgię całości. Reżyser podjął próbę zrozumienia postaci, „rozczłonkowania” jego zbrodni na czynniki pierwsze, a nawet w jakiś sposób usprawiedliwienia jego występków z powodu społecznego odrzucenia czy ignorancji. Wpisał go jednak w gnijącą, czerniejącą przestrzeń niby-zamku, „otoczył” zwierzęcym dworem, nie dając możliwości ucieczki. I na całe szczęście, bo można było mieć wrażenie, że blisko reżyserowi było do akceptacji bezkarności i pochwały takiego szaleństwa. Trudno było wyczuć etapy przemiany bohatera, jakby reżyser dał tylko przestrzeń na objawienie się złu, przyjmując je dobrodusznie. Elektryczna bieżnia odsyłała do współczesnych Ryszardów III, ignorantów, egoistów, szalbierzy, wykluczonych samoistnie lub do spółki ze światopoglądem, ale nie skleiło się to w soczystą całość.
Najciekawiej i najpełniej koncepcyjnie wypadła „Zimowa opowieść” Pameli Leończyk i Darii Sobik z udziałem aktorów Teatru Powszechnego w Warszawie, nagrodzona zresztą Nowym Yorickiem. Starczyło nawet czasu na sceniczną ciszę, kontemplację rytmu – poprzez zabiegi wpisane w terapeutyczną analizę problemu zdrady. Starczyło czasu na dowcip. Bohaterowie rozpracowywani różnymi metodami (w poczuciu autonomii, szacunku i bezpieczeństwa) na kozetce u terapeutki (Aleksandra Bożek), pozbawiani sukcesywnie atrybutów złości, mieli czas na ujawnienie skrywanych uczuć, zatartych wspomnień i nieoczekiwanych wniosków. Skorzystali z lekcji zaufania i otwartości, wikłając się w przyjemne archiwum miłości oraz konfabulacje. Rozgrzebywanie w pewnym momencie doprowadziło nawet do empatycznego spojrzenia (tu i tam) Leontesa (Grzegorz Artman), a Hermiona (Karolina Adamczyk) ukazała w pełni swą dojrzałą inteligencję seksualną. Pojawiła się przestrzeń do zmiany, ale… sesja się skończyła. Terapeutka okazała się chłodną rzemieślniczką. Dobre tempo, dobre wykorzystanie atrybutów poszczególnych aktorów, umiejętne prowadzenie postaci dramatu, włącznie z grającą na żywo Magdaleną Sowul jako Czasem.
Nowy Yorick potrzebny jest. Można jednak zastanowić się, czy work in progress dostarcza satysfakcji artystycznej widzom, którzy kupili bilety. Jacek Głomb przed pokazem legnickiego work in progress powiedział, że na takie propozycje nie powinno się prowadzić sprzedaży.
Werdykt Jury
Konkurs adresowany do młodych twórców debiutujących w polskim teatrze. Ma na celu zachęcenie ich do czytania i inscenizowania dzieł Williama Szekspira, szukania w jego twórczości odpowiedzi na współczesne problemy oraz testowania za ich pomocą nowych form teatralnych.
Jury w składzie: Eleanor Skimin, Jacek Kopciński, Aneta Mancewicz zdecydowało, że zwycięzcą Konkursu jest „Zimowa opowieść” w reż. Pameli Leończyk, adaptacji Darii Sobik (wybór Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hübnera w Warszawie).
Nagroda za pracę, która może przekształcić się w ciekawy spektakl interpretujący „Opowieść Zimową” w ramach współczesnej kultury terapii.
Za metateatralne, krytyczne i satyryczne podejście do terapii jako narzędzia zrozumienia i uzdrawiania relacji.
Za żartobliwe i ironiczne przepisanie tekstu Szekspira.