"Mewa" w reż. Pawła Szkotaka w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Olgierd Błażewicz w Głosie Wielkopolskim.
Nie ma u tego Czechowa samowaru. Nie ma brzózek i szumu trzcin nad jeziorem. Nie ma też tworzących ów niepowtarzalny klimat życia wiejskiego w dawnej Rosj, pauz, spowolnień i nagłych zatrzymań akcji. Nie ma tu właściwie wiecznie rozdyskutowanych nad życiem rosyjskich inteligentów, których tak dobrze znamy ze sztuk Czechowa. "Mewa" Czechowa w premierowym spektaklu Pawła Szkotaka jest natomiast bardziej zwarta, narracyjna, a przede wszystkim opowiedziana na sposób współczesny. No i przeniesiona wprost, w jej adaptacji scenicznej Martina Crimpa, w nasze czasy. Ale za to jej współeczesne brzmienie trzeba było, rzecz jasna, zapłacić określoną cenę. Podobną zreszta do tej, jaka stała się udziałem Waldemara Śmigasiewicza w jego, też gruntownie odmłodzonym "Wujaszku Wani" w Teatrze Nowym. I tu i tam pozbawieni swego kulturowego zaplecza, wyrwani z tak charakterystycznych dla dawnych czasów obyczajów i związków społecznych, trochę jakby utracili swą to�