Akropolis to nie tylko miasto, państwo, ojczyzna i wspólnota wolnych obywateli, ale przede wszystkim nowy wspaniały świat technologii cyfrowych - o spektaklu "Akropolis" w reż. Łukasza Twarkowskiego w Starym Teatrze w Krakowie pisze Mateusz Węgrzyn z Nowej Siły Krytycznej.
Szukajcie ostatecznego sensu znaku, a nie znajdziecie - zdają się mówić w swoim "Akropolis" Herbut i Twarkowski. Z łatwością logują widzów do wirtualnego świata pomieszanych porządków symbolicznych, avatarów i fragmentarycznych zdarzeń performatywnych, ale nie zapewniają terapeutycznego seansu czy lekcji na temat zniewolenia hipermedialnością we współczesnym świecie. Rzeczywistość zainspirowana wizjami Wyspiańskiego, zainfekowana mało znaczącymi pikselami, staje się niewygodnym obrazem zapośredniczonym naszej rozproszonej komunikacji. Twórcy spektaklu nie zaproponowali krytycznej wypowiedzi politycznej czy religijnej zgodnie z podstawową wykładnią dramatu "czwartego wieszcza", choć być może dzisiaj takie odczytanie byłoby potrzebne, zwłaszcza w Krakowie. Zrezygnowali z monumentalizacji, która dominuje w pierwszym i czwartym akcie, i dlatego nie opowiadają o poszczególnych pomnikowych postaciach ożywających w wawelskiej katedrze czy schodzących