Nowy sezon operowy zapowiada się interesująco, ale bez fajerwerków. Głównie z powodu konieczności cięć w budżetach czołowych instytucji muzycznych - pisze Bronisław Tumiłowicz w Przeglądzie.
Nie od dziś wiadomo, że kiedy zaczyna brakować kasy, najpierw oszczędności szuka się w dziedzinach, które z pozoru bezboleśnie można amputować, a przedstawienia operowe są akurat jednymi z najbardziej kosztownych przedsięwzięć w dziedzinie kultury muzycznej i oczywiście nie są w najmniejszym stopniu dochodowe. CZAS WIELKICH ROCZNIC Formalnie ułożenie programu na sezon operowy 2013/2014 było proste, przynajmniej w odniesieniu do końcówki tego roku. Wszyscy bowiem kierują się kalendarzem rocznic, 200-leciem urodzin Giuseppe Verdiego i Ryszarda Wagnera oraz 80. urodzinami Krzysztofa Pendereckiego. Właściwie cale szczęście, że inny bohater roku 2013, Witold Lutosławski, nie skomponował żadnej opery, bo kierownictwa scen muzycznych miałyby problem, jak tu do skromniutkiego budżetu wstawić dzieło mistrza. Oczywiście znajdą się tacy, którzy będą biadolić, że tak mało polskie teatry operowe zrobiły dla uczczenia ważnych jubileuszy, moim zdaniem,