- Od nazwiska "Jasiński" nigdy się nie da uciec. To największa moc tego teatru. Ale też to sam Jasiński rozpoczął przed laty jego wietrzenie, dopuszczając innych. Kiedyś silna osobowość mogła narzucić świat swej artystycznej wizji odbiorcom i oni musieli jej sprostać. Dzisiaj czasy takie, że to osobowości muszą uwzględniać świat oczekiwań odbiorców - mówi KRZYSZTOF PLUSKOTA, którego Krzysztof Jasiński wybrał na swego następcę i dyrektora artystycznego Teatru Scena STU.
Już Pan reaguje na słowa "Panie Dyrektorze"? - Traktuję to w kategoriach żartu, zwłaszcza, że mówią tak koledzy, którzy niedawno zwracali się do mnie per "Pluskot". Naprawdę nic Pan nie wiedział o tej nominacji? Przecież Krzysztof Jasiński prowadził z Panem rozmowy. - Rozmowy prowadziliśmy, wszelakie, ale ani przez sekundę o mojej nominacji. Dopiero teraz, łącząc pewne fakty, widzę, że było tych rozmów wyjątkowo dużo, i to sam na sam z dyrektorem Jasińskim. Ale do 19 lutego ani przez moment tej nominacji się nie spodziewałem. Jak Pan sądzi, jakie Pana walory zadecydowały? - Nie mogę nie uwzględnić tego, co Panu powiedział sam dyrektor Jasiński, bo czytałem... To przypomnę: "Od pięciu lat zbierałem wiedzę na temat ewentualnych kandydatów i Krzysztof Pluskota wygrywał wszystkie rankingi. Jest absolwentem krakowskiej PWST, wychowankiem Jerzego Stuhra, 11 lat spędził w Grupie Rafała Kmity, gdzie, jak niegdyś w STU, trzeba było zajm