"Nowy Don Kiszot" w reż. Natalii Kozłowskiej w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Bronisław Tumiłowicz w Przeglądzie.
Inscenizację młodzieńczej krotochwili Aleksandra Fredry powierzono młodej reżyserce Natalii Kozłowskiej. Zrobiła, co mogła z dosyć schematycznym, miałkim utworem. Mimo to akcja wlecze się, a wstawki muzyczne wyciągają przedstawienie do ponad dwóch godzin. O ile pomysł, że artyści grają w maskach, był sygnałem, że wszystko jest sztuczne i mamy teatr w teatrze, o tyle przyjęcie konwencji, że komediowy, wierszowany tekst będzie wygłaszany w cyrkowym stylu, jakby przez klownów, doprowadziło do przesady i przerysowań. Dekoracje i kostiumy są stylizowane na XIX-wieczny teatrzyk bulwarowy. Oddzielnym elementem jest muzyka Stanisława Moniuszki zaaranżowana jakby w stylu kapeli podwórkowej. Warta uwagi jest reżyseria świateł. Wszyscy wykonawcy bardzo się starają, skaczą, tańczą, śpiewają solo i chórem, ale fajerwerków na scenie nie ma, bo sztuka jest o niczym.