Pokazaną na jedenastych urodzinach Teatru Witkacego "Sonatę widm" Strindberga prywatnie nazwałam "sonatą nadziei". Przedstawienie, któremu można postawić parę zarzutów, stanowiło zapowiedź pozytywnej repertuarowej zmiany. Było, jak na prezentowaną w ostatnim czasie zakopiańską poetykę, skromne i wyciszone. Wskazywać mogło na podjęcie przez Andrzeja Dziuka dyskusji z niegdysiejszymi, najlepszymi spektaklami i na dojrzalszą o doświadczenia minionych lat próbę powrotu do obecnych w nich teatralnych poszukiwań. Nowe, powstałe latem premiery dowiodły, że przypuszczenia te nie były bezpodstawne. Po okresie niezbyt udanych, agresywnych w poetyce spektakli, Dziuk wrócił do scenicznej ascezy i formalnej staranności. Po raz kolejny sięgnął po topos teatru świata, motyw życia-wędrówki i obrzędową formę. Zaproponował też następną sceniczną wersję Witkacego. Spektakle te nie są kopiowaniem znanych już interpretacyjnych i inscenizacyjnych rozwiąza�
Źródło:
Materiał nadesłany
Didaskalia