"I przyjdą deszcze..." w reż. Krzysztofa Pastora w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Daniel Cichy w Tygodniku Powszechnym.
Niewielu współczesnych kompozytorów godzi się, by ich autonomiczne partytury, dzieła przeznaczone do wykonania koncertowego, niededykowane teatrowi tańca, były wykorzystywane na baletowej scenie. Twardo bronią ich artystycznej suwerenności, myśląc, że dodane elementy taneczne osłabią moc kompozycji, rozproszą ich artystyczną wartość, tak że staną się one w najlepszym razie tylko równorzędnym elementem widowiska. Henryk Mikołaj Górecki nie był wyjątkiem. Niechętnie udzielał licencji na wykorzystywanie swoich utworów nawet najbardziej uznanym w świecie choreografom, z rzadka potem przyznając, że rezultaty okazywały się niekiedy zadziwiająco dobre. Bo przecież muzyka tego twórcy, bodaj jak żadna inna powstała w ostatnich dekadach, wydaje się doskonale służyć tańcowi. Jej charakterystyczny, zrodzony z wewnętrznego konfliktu i sprzeczności idiom, zawarty w zderzeniu beztroskiego, żywiołowego ruchu z nabożnym skupieniem i religijną refleksj