"Czarodziejski flet" w reż. Marka Weiss-Grzesińskiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Adam Domagała w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
Udała się Markowi Weiss-Grzesińskiemu inscenizacja Mozartowskiego arcydzieła: jest nowoczesna, przemyślana w każdym szczególe i wizualnie efektowna . W pierwszej scenie książę Tamino - wymuskany, w pastelowej, połyskliwej bluzce i jasnych spodniach, jakby wybierał się na podryw do modnego klubu - wpada w zasadzkę. Przed utonięciem w ramionach karykaturalnego babsztyla ratują go trzy damy, reprezentujące, by tak rzec, różne typy kobiecej urody. To dopiero początek wielkiej przygody, w której finale zatriumfuje czysta miłość i mądrość. Ale w ujęciu Weissa-Grzesińskiego "Czarodziejski flet" to baśń tyleż piękna, co gorzka. Happy end wcale tutaj nie cieszy. Początek może wydać się trywialny: bohaterowie ubrani są we współczesne ciuchy, akcja rozgrywa się w uniwersalnym ponadczasie i niemożliwym do identyfikacji miejscu. Uwięziony - a właściwie ukrzyżowany - książę przypomina idealnego człowieka witruwiańskiego: osobnika w grunc