"Carmen" w reż. Roberta Skolmowskiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Stefan Drajewski w Głosie Wielkopolskim.
Około dwieście osób na scenie, wojskowe samochody terenowe, byki o motocrossowej mocy - wszystko po to, by na nowo opowiedzieć historię tragicznej miłości Carmen. Wielu reżyserom wydaje się, że wystarczy odrzucić hiszpański kostium dzieła, aby nabrało ono współczesnych znaczeń. I tak wpadają w pułapkę. Ale Robertowi Skolmowskiemu, reżyserowi z Poznania, udało się ją ominąć. Skolmowski wykorzystał naturalne możliwości wrocławskiej Hali Ludowej i rozegrał "Carmen" na arenie okolonej drucianym płotem, której pilnowali uzbrojeni żołnierze. Wymyślił świat, w którym i dziś może rozegrać się historia miłości Carmen do Don Jose i Escamillo (choć z pewnością będą nosić inne imiona), w którym ludzie walczą o swoje ideały, nie bacząc na sposoby i środki, do jakich muszą się uciec, by je osiągnąć. Jaki jest zatem ten świat? Raczej okrutny: bohaterowie noszą paramilitarne uniformy, jeżdżą wojskowymi samochodami, noszą ni to baskijs