Teatr w Polsce znowu się zmienił. Koło pokoleniowych przemian przyspieszyło, a właściwie zaczęło kręcić się w normalnym tempie, przyhamowane w latach 80. stagnacją jaka zapanowała po wprowadzeniu stanu wojennego. Tamten czas nie był dobry dla teatru. Ograniczona wolność słowa i brak normalnego życia artystycznego zaciążyły na rozwoju teatralnego dyskursu. Silna polityczna opresja zaburzyła proces poszukiwań artystycznych. Izolacja zerwała tez kontakt z teatrem europejskim. A ponieważ teatr nie jest z natury rzeczy instrumentem szybkiego reagowania, nawet rok 89 nie przyniósł gwałtownego ożywienia w teatrze - mówił w Berlinie podczas festiwalu Polski Express Piotr Gruszczyński
Szybko wykształcił się jedynie teatr dostarczający tak zwanej kulturalnej bądź, częściej, niekulturalnej rozrywki. Ten nie był jednak nigdy teatrem artystycznym wiernym romantycznemu powołaniu artysty, którego zadanie polega na docieraniu do prawdy, a teatr jest narzędziem dobrze się do tego nadającym. W latach 90. pojawiła się grupa reżyserów wychodzących ze szkoły Krystiana Lupy, których nazwałem "młodszymi zdolniejszymi". Zaczął kształtować się teatr Krzysztofa Warlikowskiego i Grzegorza Jarzyny - reżyserów będących dziś artystami około czterdziestoletnimi (Jarzyna 38 lat, Warlikowski 43), a więc w pełni dojrzałymi i ukształtowanymi, którzy dla młodszych twórców i widzów stali się już generacją mistrzowską. Teatr wysokiego ryzyka artystycznego, jaki tworzą, nie zajmował się nigdy wprost sprawami społecznymi. Swoboda artystycznej wypowiedzi i poszukiwania nowego teatralnego języka, który nadawał się do komunikowania z młodą,