W Warszawie (Teatr Współczesny) i w Krakowie (Stary Teatr) odbyły się ostatnio premiery najnowszej sztuki Sławomira Mrożka "Wdowy". Oto opinie naszych recenzentów.
Dopóki są takie pary... "Wdowy" to właściwie dwie sceny i dwa dialogi. Pięć postaci: dwa małżeństwa plus szczupła dziewczyna. Całość trwa niespełna godzinę. Jeśli pisze to wybitny dramaturg to jest to "żart sceniczny". Gdyby napisał to debiutant byłaby to zapewne "rozbudowana etiuda". Tak czy inaczej ten kunsztowny drobiazg wart jest uwagi z dwu co najmniej powodów. Jako pewien rodzaj autorefleksji Sławomira Mrożka dotyczący szczególnie jego filozofii symetrii uprawianej z ogromnym upodobaniem w całej niemal twórczości dramatopisarskiej, którą zresztą przy tej okazji sam autor dyskretnie przypomina. A także jako próba wprowadzenia do dramaturgii jawnego motywu śmierci, rzadko występującego w naszej tradycji kulturowej. Tym razem śmierć wygląda atrakcyjnie, można nawet powiedzieć ładnie i budzi zrozumiałe zainteresowanie szczególnie panów. Śmierć, oczywiście, "współżyje" w idealnej zgodzie z ludzką symetrią życia. Nie mogę oprze�