Najpierw był entuzjazm Mickiewicza. Potem entuzjazm hrabiego Tarnowskiego. "Nie-Boska Komedia" weszła do panteonu najwybitniejszych dzieł literatury narodowej, z której próbować ją wygnać byłoby trudem równie daremnym, jak chcieć wyrwać Sienkiewicza z objęć filmowców. A potem się zaczęło. W teatrze Leon Schiller wystawił "Nie-Boską" jako dramat rewolucyjny: co w sztuce czarne - przemalował na czerwone, a co białe - zrobił na czarno. Dziedzic Opinogóry przewrócił się w grobie. Ale wrócił do pierwotnego położenia, gdy po Schillerze jego rewolucyjność skarykaturowali naśladowcy, wywodząc uczenie, że Krasiński może i nienawidził rewolucjonistów, ale był czerwonym hrabią, i że jego "Nie-Boska Komedia" to wcale nie jest utwór wsteczny lecz, przeciwnie, tyleż chrześcijański co postępowy. Odwołajmy się do pewnych faktów. Wielki dramat romantyczny i jego przedłużenie w Wyspiańskim, to szczyty polskiej dramaturgii. Ale "Nie-Boska" nie n
Źródło:
Materiał nadesłany
"Perspektywy" nr 28