"Lunatyczka" w reż. Martina Otavy w Operze na Zamku w Szczecinie. Pisze Ewa Podgajna w Gazecie Wyborczej - Szczecin.
Scena jest płótnem, na którym reżyser maluje muzykę Belliniego. Taka interpretacja "Lunatyczki" w Operze na Zamku porwała na piątkowej premierze melomanów (...) W nowej inscenizacji Martina Otavy, już na scenie w Operze, jeszcze zanim podniesie się kurtyna i teatralna maszyneria pójdzie w ruch, w głąb orkiestronu (specjalnego wgłębienia dla orkiestry poniżej sceny), wraz z pierwszym dźwiękiem uwertury, pada intensywna strużka światła na pulpit z partyturą. I to jest ten symboliczny klucz do inscenizacji według czeskiego reżysera. "Lunatyczka" jest tu wprost wyprowadzona z muzyki Belliniego, właściwie z niej wyrasta. Za orkiestronem rozpościera się scena - pochylnia, cała zarośnięta trawą. Wygląda, jakby wyrastała z tego miejsca, gdzie zespół muzyków gra arcydzieło włoskiego belcanta. A chórzyści, w szykownych secesyjnych kostiumach, od stóp do kapeluszy na zielono, też są niczym zieleniec, który wyrósł na scenie. Chór jest komenta