Młode pokolenie ma inne powody do niepokoju, inne pytania i inne, ewentualne, odpowiedzi, a także inne aspiracje. Potrzebuje więc innego typu teatru.
Każdy, kogo dzieciństwo przypadło na lata osiemdziesiąte w socjalistycznej Rumunii, do dziś pamięta czołówkę jedynej w swoim rodzaju kreskówki wyświetlanej raz na tydzień w publicznej telewizji. Scenę z "Toma i Jerry'ego", w której pierwszy schwytawszy drugiego w rogu, wyciągał spokojnie, jeden po drugim, pazury, przygotowując się do finalnego ataku. Przed rokiem 1989 zabawa w kotka i myszkę z totalitarnym rządem była praktykowana przez ludzi teatru, szczególnie tych w pełni sił twórczych. W tym okresie pokolenie Gianiny Cărbunariu i Radu Afrima dorastało w miastach komunistycznej ojczyzny, w rodzinach skłonnych do "poświęceń" dla swych potomków - do współpracy z systemem, kłamstw, znoszenia upokorzeń, prowadzenia podwójnego życia. Jak na ironię, ówczesne beztroskie dzieci niepostrzeżenie także przekształciły się w myszki, na które bez skrupułów poluje teraz konsumpcyjne społeczeństwo. Dzieje się to na oczach ich rodziców, którzy chy