Święta spędziłem z klasykami. Wszedł właśnie na ekran dalszy ciąg "Wojny i pokoju". Ta trzecia część wielkiego filmu daje nam obraz bitwy pod Borodino. Fabularny wstęp do bitwy jest krótki: jeszcze jedno widowisko balowe z pięknie odtańczonym mazurem, scena sentymentalna i refleksyjna, jak zwykle, gdy zjawia się Piotr Bezuchow, wreszcie śmierć starego księcia Bołkońskiego. Literacka konstrukcja bitwy u Tołstoja to wspaniała glosa na temat wojny w ogóle, wojny, która się właśnie tam przerodziła w świadomą i zaciętą wojnę narodową, a także glosa na temat dowodzenia.
"Każde zdarzenie - pisze Tołstoj - nabiera swej wagi niepostrzeżenie, chwila za chwilą, wódz zaś podczas tego stopniowego a nieprzerwanego wykluwania się zdarzenia znajduje się stale w centrum najbardziej złożonej gry intryg, kłopotów, zależności, władzy, projektów, gróźb i oszustw i zmuszony jest wciąż rozwiązywać niezliczoną ilość przedstawianych mu, a często sprzecznych z sobą problemów." Mamy w filmie sytuacje, które ilustrują tę tezę. Dopiero w części trzeciej filmowego dzieła możemy bliżej przyjrzeć się obu wodzom. Kutuzow to człowiek prosty, ulegający wszystkim ludzkim wzruszeniom, uosabiający także tołstojowską wizję ludowego patriarchatu - Napoleon jest figurą nieprzeniknioną i nawet fizycznie odpychającą, ale to w jakiś sposób zgadza się z przekonaniami autora "Wojny i pokoju". Tego największego arcydzieła epickiego, a jednocześnie książki, jak dziś mówimy, bardzo osobistej. Film narracyjny wedle zwyczaju poprzedzi