Świat z pożółkłych dagerotypów, ze starych albumów, świat, którego już nie ma. Można go idealizować lub skwitować wzruszeniem ramion, ale gdy obejrzymy starannie te fotografie w barwie sepii, rozpoznamy w zmatowiałym obrazie przeszłości nas samych. Odnajdziemy własne namiętności, sentymenty, słabości. Zmienił się tylko entourage - nie bucha parś stary samowar, do którego dziś wstawiamy suche bukiety, ale jakże nam blisko do bohaterów Czechowa czy Perzyńskiego. Do tych autorów sięgnęły niedawno dwa warszawskie teatry.
Teatr Dramatyczny wystawił jedną z najbardziej nostalgicznych sztuk Antoniego Czechowa, "Wiśniowy sad". Do jego reżyserii zaprosił ziomka autora, Leonida Hejfeca, który jak nikt czuje atmosferę czechowowskich dramatów. W reżyserowanych przez niego spektaklach bohaterowie poruszają się w zwolnionym rytmie godzin wybijanych przez stary zegar. Za oknem pachnie jeszcze wiśniowy sad, którego też już za chwilę nie będzie. Zwiastuje to stukot siekier, rozwalających "relikt przeszłości". Snujące się po scenie postacie to już półcienie, choć drzemią w nich jeszcze namiętności. Neurotyczna Waria (świetna, pulsująca wewnętrznym niepokojem Aleksandra Konieczna) rozminie się ze swoją miłością, Raniewska (dojrzała w swojej kobiecości, a jednocześnie niepoprawnie naiwna Danuta Stenka) zatraci się w Paryżu, jej brat Leonid Andrejewicz (stylowy Krzysztof Wakuliński) zemrze niechybnie na jakąś influenzę, gdy zabraknie lokaja Firsa (Gustaw Lutkiewicz) otulaj