Jeśli na półkach księgarni pojawi się kiedyś książka "Kryminalna historia polskiego teatru po 2002 roku", z pewnością będzie to praca o Agnieszce Olsten (ur. 1977). Skąd to przekonanie?
Z oskarżeniami o przemoc w teatrze zmaga się dziś przecież całe pokolenie młodych reżyserów. Ale tylko ona przyznaje się do działania z premedytacją. Olsten zakończyła właśnie próby do "Nory" Henryka Ibsena w warszawskim Teatrze Narodowym. Choć to pierwsze starcie artystki z tak klasycznym tekstem i klasyczną sceną, nie ma co liczyć na klasyczny spektakl. Jej przedstawienia: od "Solo" Andrzeja Stasiuka (Teatr Wybrzeże w Gdańsku, 2002), przez "Ontologiczny dowód na moje istnienie" Oates (Teatr Miejski w Gdyni, 2003), aż po "Nie do pary" Andrew Bovella (Teatr Współczesny we Wrocławiu, 2005), tworzą kronikę największych patologii, jakie wygenerowała współczesność: podziemie aborcyjne, seryjni mordercy, uprowadzenia, zbrodnie małżeńskie. Nie opowiada o nich z zapałem wścibskiej sąsiadki, ale poważnie i precyzyjnie, jak renesansowi alchemicy, dla których lekcje anatomii były jeszcze sztuką. Podglądanie zostawia widzom. W celi śmierci z judas