Wszystko, co wyszło spod pióra Bertolta Brechta, znamionuje przemożna chęć przebudowy zastanego świata. Słynny dramaturg, reżyser i reformator teatru prawie każde ze swych większych dzieł zabarwiał porcją dydaktyzmu i przymusową lekcją klasowego rozbioru dziejów. "Operą za trzy grosze" (1928) próbował wygarnąć niemieckiemu mieszczaństwu jego dwuznaczną moralnie kondycję. "Aktor grający bandytę Macheatha powinien przedstawić go jako zjawisko mieszczańskie - pisał w "Uwagach" dołączonych do tekstu dramatu. - Sympatia mieszczaństwa dla bandytów wynika z błędnego mniemania, że rabuś nie jest mieszczaninem. Ojcem tego błędu jest inny błąd: że mieszczanin nie jest rabusiem. A więc nie ma różnicy? Owszem: rabuś czasem nie jest tchórzem". Wskazówki dla aktorów podbudowywał nieomal wypisami z "Kapitału" Marksa: "Te damy dysponują bez przeszkód swymi środkami produkcji - pouczał, jak grać role prostytutek. - Właśnie dlatego nie powinny wy
Tytuł oryginalny
Nomen-omen za trzy grosze
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita nr 47