Nieźle się musiał nagłówkować angielski aktor, reżyser i pisarz Robin Hawdon, tworząc intrygę, w której na początku, po tytułowym "Wieczorze kawalerskim", młody żonkoś odkrywa we własnym łóżku nieznajomą kobietę, zaś na końcu ci, co sobie przeznaczeni i tak trafią przed ołtarze, nieoczekiwanie nawet dla samych siebie. Po drodze kłamstwa i wykręty zaplączą ich w supeł nie do rozwikłania, gdyby go traktować serio. Któż jednak w takim celu idzie do warszawskiej Syreny? Wiadomo, że nie chodzi tu o nic poza zabawą. Ta zaś bywa szczególnie smakowita, gdy nie przyrządza się jej przy pomocy wciąż tych samych chwytów i z udziałem tych samych, rutynowanych rozśmieszaczy. Barbarze Borys-Damięckiej chwali się więc zapraszanie na Litewską artystów z innych teatrów i powierzanie im zadań często sprzecznych z dotychczasowym emploi. Z jakąż frajdą przychodzi oglądać Marię Ciunelis, smętnie tragiczną w Ateneum, tu zaś, ze śmiertelnie poważ
Źródło:
Materiał nadesłany
"Polityka" nr 23