Mam państwu do zakomunikowania miłą wiadomość: Jerzy Grzegorzewski poprawił "Noc listopadową", przedstawienie, które trzy lata temu zainaugurowało jego dyrekcję w Teatrze Narodowym. Jednak wymowa spektaklu się nie zmieniła.
Jak pamiętamy, premiera "Nocy listopadowej" w listopadzie 1997 roku wywołała falę krytycznych recenzji i polemik. Reżyser odpowiedział na nie gorącym listem na łamach "Gazety Wyborczej", w którym domagał się prawa do teatralnej formy. Forma tamtego przedstawienia nie była chyba jednak tak doskonała, jak by wynikało z listu, skoro po trzech latach jego autor powrócił do stolika reżyserskiego. Jaki jest rezultat tego powrotu? Oglądając nową wersję "Nocy listopadowej", nie można oprzeć się wrażeniu, że reżyser zmieniał inscenizację z recenzjami w ręku. Otóż wszystko, do czego krytyka zgłaszała wątpliwości, zostało z przedstawienia usunięte lub ograniczone. Nie ma już prologu z "Wyzwolenia", który akcję spektaklu przenosił z Łazienek do teatru krakowskiego. Zniknął teatralny autotematyzm. Komedianci z teatru Rozmaitości już nie organizują zamieszek na ulicach powstańczej Warszawy, Chłopicki (Jan Englert) nie siedzi w teatralnej garderobie,