„Noc kruków” w reż. Waldemara Raźniaka w Polskiej Operze Królewskiej w Warszawie. Pisze Krzysztof Korwin-Piotrowski na stronie Orfeo.
24 lutego 2023 roku udałem się do Teatru Królewskiego w Starej Oranżerii na spektakl Polskiej Opery Królewskiej „Noc kruków” Zygmunta Krauzego w reżyserii Waldemara Raźniaka. Opera została zamówiona przez dyrektora POK Andrzeja Klimczaka, a dyrektor PWM Daniel Cichy zasugerował kompozytorowi, że dobrym pomysłem może być sięgnięcie po „Ballady i romanse” Adama Mickiewicza. Dramatopisarka Małgorzata Sikorska-Miszczuk napisała pięć wersji libretta. Nawiązała do „Romantyczności”, „Liliji”, „Rybki” i „To lubię” oraz do II części „Dziadów”, ale stworzyła własny dramat, wykorzystując jedynie mikrocytaty, takie jak: „Ona nie słucha”, „Przyjdź, weź mnie, ja umrę przy tobie”, „Rośnij kwiecie wysoko, / Jak pan leży głęboko, / Tak ty rośnij wysoko”. Zygmunt Krauze od wielu lat komponuje opery na zamówienie. Prapremiera „Nocy kruków” odbyła się 2 lipca 2022 roku, inaugurując V Festiwal POK. Pierwszym dziełem operowym Krauzego była „Gwiazda” (1981) napisana dla Nationaltheater Mannheim. Stworzył również: „Balthazara” (2001), „Iwonę, księżniczkę Burgunda” (2004), „Polieukta” (2010, nagroda Związku Krytyków Francuskich za najlepszy spektakl sezonu), „Pułapkę” (2011), „Olimpię z Gdańska” (2015), „Yemayę – Królową Mórz” (2019). Opery zostały zamówione przez teatry w Paryżu, Hamburgu, Warszawie, Wrocławiu, Gdańsku i Tuluzie.
Misterium i miracle
To przedstawienie ma w sobie coś z atmosfery misterium. Średniowieczne dramaty religijne pokazywały sceny z Biblii i życia świętych. Można by powiedzieć, że jest to „antymisterium”, ponieważ nie przedstawia biblijnych postaci ani świętych, lecz grzesznych ludzi, morderców, upiorów. Ale przecież Mickiewiczowskie „Dziady” są naszym narodowym misterium, oderwanym od średniowiecznej tradycji, nawiązującym jednak do starych, pogańskich wierzeń, połączonych z chrześcijańskim systemem wartości.
„Noc kruków” ma w sobie także coś z „miracle”. W średniowieczu był to gatunek teatralny, przedstawiający opowieści o losach świętych, również o ich codziennym, czasem grzesznym życiu oraz o nawróceniu dzięki Matce Boskiej. Tutaj nie mamy Maryi, lecz Śmierć w postaci kobiety, bez atrybutów takich jak kosa czy szkielet. W „Rozmowie Mistrza Polikarpa ze Śmiercią” mędrzec Polikarp poprosił Boga o to, aby mógł zobaczyć Śmierć. Gdy wszyscy ludzie wyszli z kościoła, „Uźrzał człowieka nagiego, / Przyrodzenia niewieściego, […] Upadł ci jej koniec nosa, / Z oczu płynie krwawa rosa” (rosa to łzy). Była chuda i blada, bez warg i zgrzytała zębami. Natomiast w warszawskim spektaklu Śmierć (Marta Boberska) jest ładną kobietą w eleganckiej czarnej długiej sukni. W ostatniej, dramatycznej chwili, pojawiają się Anioły niczym „deus ex machina”. W dramatach antycznych dzięki boskiej interwencji w cudowny sposób rozwiązywano konflikty, a w „miracle” mamy chrześcijańskiego Boga, ale finał jest podobny. Chodzi o ostateczny zwrot akcji i rozwiązanie sytuacji, która wydaje się nie do rozwiązania. Ile razy zdarza się to ludziom, że wierząc w moc sił nadprzyrodzonych, zostają wybawieni z opresji?
Logos, mikrokosmos i makrokosmos
„Na początku było Słowo” – pierwsze słowa z Biblii w greckim oryginale brzmiały nieco inaczej: „En arche en ho logos”. Logos oznacza nie tylko słowo, ale także rozum, umysł, a więc mądrość (choć jest na to również inne greckie określenie – sophia). Wieloznaczność logosu daje rozmaite pola do interpretacji. Libretto Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk zostało zainspirowane logosem Mickiewicza, zawartym w „Dziadach” oraz „Balladach i romansach”, należących do kanonu polskiej literatury i kultury. Jest w tych dziełach duch polskiego narodu. Sikorska-Miszczuk jako jedna z najoryginalniejszych polskich dramatopisarek, stworzyła nie tyle libretto, ile krótki dramat utkany z logosu, kultury, tradycji literackiej i historycznej, wierzeń ludowych i metafizyki.
Wchodzimy w świat teatru, który staje się mikrokosmosem jednostkowych przeżyć na Ziemi, a równocześnie – makrokosmosem uniwersalnych pragnień, marzeń, lęków i koszmarów ludzkości. Miłość i nienawiść, grzech i dobro, zbrodnia i kara – to tematy przewodnie „Nocy kruków”. Scenografia i reżyseria świateł Katarzyny Borkowskiej wrzuca nas w świat przypominający planetę, na której skończyło się życie. W centralnym punkcie na horyzoncie teatralnym została umieszczona olbrzymia kula, która ożywa i gaśnie w świetle. Widać więc księżyc w pełni.
Do dziś nie mogę zapomnieć spektakli Józefa Szajny: „Replika” w warszawskim Teatrze Studio i „Ślady” w chorzowskim Teatrze Rozrywki. Wybitny wizjoner teatru stworzył na scenie śmietnisko, cmentarzysko, na którym umarli ożywają. W obozie koncentracyjnym Auschwitz Szajna został skazany na śmierć. Wcześniej zamknięto go w betonowej celi bez okna, tak małej, że nie dało się stanąć ani wyprostować na leżąco. Pokazywał więc świat zagłady w wyniku II wojny światowej. Natomiast w „Nocy kruków” Katarzyna Borkowska przedstawia jakieś dziwne miejsce odosobnienia, przypominające cmentarz. Nic w spektaklu nie jest jednak oczywiste i jednoznaczne. Podczas interludiów, skomponowanych przez Zygmunta Krauzego na motywie tanga, rozbijając gęstą atmosferę mrocznego misterium, pojawiają się „kosmonauci” spacerujący wśród miniaturowych skał. A może jest to Ziemia po katastrofie nuklearnej? Zagrożenie wciąż wisi w powietrzu.
Chór Dziadów
Chór w spektaklu nawiązuje do tradycji antycznej, więc komentuje akcję, ale również kojarzy się oczywiście z chórem z II części „Dziadów” Mickiewicza, a nawet z Chórem Starców z „Kartoteki” Tadeusza Różewicza, wyrażającym swoje niezadowolenie z zachowania Bohatera i prowokującym go do działania. Kobiety z chóru w „Nocy kruków” mają wąsy i okulary, jakby autor chciał powiedzieć, że płeć nie ma tu znaczenia, że jest to symboliczny chór, że kobiety-mężczyźni to po prostu ludzie. Nie ma słynnej sekwencji: „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, / Co to będzie, co to będzie?”. Zamiast tego słyszymy: „Poczekamy, zobaczymy”, „Pokajanie, żałowanie”. Chór nie jest tu zalękniony, lecz staje się ławą przysięgłych, a Guślarz jest sędzią. Zamiast „Nie chcecie jadła, napoju...”, mówi: „Nie damy jadła, napoju / Zostaw nas w spokoju”. Podczas dwóch interludiów postacie z Chóru tańczą tango, a właściwie poruszają się dziwacznie, przyciągając się i odpychając (ruch sceniczny Sary Kozłowskiej). Nie wiem, o co w tym chodziło. Ten rodzaj queerowego tańca kobiet z wąsami nie był dla mnie ani ciekawy, ani dowcipny, tylko dziwaczny jak uliczna błazenada.
Bohaterowie dramatu – od Kruków po Karę, Śmierć i Anioły
Ale zanim pojawi się Chór Dziadów, widzimy Pana Kruka (Pawła Michalczuka) i Pannę Kruk (Małgorzatę Bartkowską). Oboje są więc ludźmi-ptakami. Kruk jest zmarłym z miłości samobójcą czyli romantycznym bohaterem. Panna Kruk jest nim oczarowana. Bawią się szubienicą zawieszoną na balonie. Wypowiadają frazę „To lubię” z Mickiewiczowskiej ballady. Śmierć już ich nie dotyczy, nie boją się jej, bo nic nie może im zrobić. W kolejnej scenie ożywają trupy, które leżały na scenie: „Kraczą kruki jak szalone”. Kruki to złowieszcze ptaki, symbolizujące nieszczęście i śmierć. Kiedyś jednak były inteligentnymi posłańcami ze świata nadprzyrodzonego. Słowianie wierzyli, że kruki mieszkają w Wyraju i sprowadzają dusze na ziemię.
Guślarz (znakomity baryton Witold Żołądkiewicz) śpiewa: „Dusze grzeszne / Opętane miłością / Raz do roku macie szansę […] Żałowanie, pokajanie / Zaprowadzi was do nieba”. Pierwsza przywołana dusza – to upiór Krysi (Andżelika Wiśniewska), która kochała księcia i urodziła ich dziecko. On pojął księżnę za żonę, a Krysia utopiła się w rzece. (Można by przywołać podobną historię Halki z opery Stanisława Moniuszki. Janusz poślubił Zosię ze szlacheckiego rodu, a uwiedziona i porzucona Halka rzuca się do rzeki.)
Handlarka/Śmierć (pięknie śpiewająca sopranem Marta Boberska) wnosi wiadro z liliami. Nagle wbiega na scenę młoda piękna dziewczyna Kara (świetna wokalnie i aktorsko Małgorzata Trojanowska), ubrana skromnie w popielatą spódnicę i jasną bluzkę. Chce umrzeć i połączyć się ze zmarłym ukochanym Jaśkiem (Sylwestrem Smulczyńskim). Kara to imię znaczące: po włosku „cara” oznacza osobę drogą, bliską sercu. Kara to imię nordyckie, oznaczające praprzodka, stwórcę słońca, księżyca i ziemi. Kojarzymy także karę z winą. Dziewczyna zawiniła, ponieważ chce umrzeć, aby połączyć się ze zmarłym Jaśkiem. Karusia to postać z ballady Mickiewicza „Romantyczność”.
Lilie pojawią się jeszcze wielokrotnie w tym spektaklu. Guślarz przywołuje postacie z ballady Adama Mickiewicza „Lilije”. Pani (Aleksandra Klimczak) w zakrwawionej sukni, z nożem w ręce, śpiewa „Rośnij kwiecie wysoko / Jak pan leży głęboko / Tak ty rośnij wysoko”. Tupie w miejscu, jakby chciała głębiej zakopać zwłoki zamordowanego męża. Pan (Robert Szpręgiel) w białym zakrwawionym garniturze śpiewa „Bez końca / Wracamy do tego, co było / Dziwko, południco / Zabiłaś!”. Oboje upajają się nienawiścią do siebie, pławią się w żądzy zemsty. Nie ma w nich woli szczerego żalu za grzechy, który według chrześcijańskiej religii jest konieczny. W związku z tym zostają wypędzeni przez Chór: „A kysz, a kysz”.
Kara przynosi swojej Matce (dobrej mezzosopranistce Dorocie Lachowicz) lilie na imieniny. Matka uważa je za „grobowe kwiaty”. Od tej chwili wiemy, że Kara jest główną bohaterką „Nocy kruków”. Widzi Jaśka, rozmawia i tańczy z nim, a Matka powtarza jak mantrę: „Przy tobie nie ma żywego ducha”. Ma to podwójne znaczenie: „nie ma ducha” (ponieważ Matka go nie widzi) i „nie ma żywego” (ponieważ widziała jego nagie, nienaturalnie wygięte ciało w kostnicy, w czarnym worku). Są więc w tym misterium tylko dwie realne postacie: Kara i jej Matka. Wszystkie inne należą do świata duchów, zjaw, upiorów. Chór nie zna Jaśka, który zginął śmiercią nienaturalną (może w wypadku). Guślarz woła: „To ponad rozum człowieczy / W tym są jakieś straszne rzeczy”. Jasiek chce zabrać Karę ze sobą. Ale jak upiór może wziąć żywą dziewczynę? Chór szura liliami, podczas gdy osoby, trzymające w dłoniach po dwa kamienie, uderzają w nie, wywołując efekt grozy. W finale spektaklu dochodzi do konfrontacji ze Śmiercią. Znowu pojawia się na scenie szubienica. Kto zwycięży?
Muzyka Zygmunta Krauzego
W programie do premiery spektaklu kompozytor Zygmunt Krauze powiedział Katarzynie Gardzinie: „Zaczynam zawsze od słowa, od libretta. Tekst jest punktem wyjścia do znalezienia według mnie właściwego rozwiązania dźwiękowego, emocjonalnego i dramaturgicznego”. Twórca sięgnął po różne instrumenty, także ludowe takie jak okaryny i lira korbowa. Zastosował cytaty melodii ludowych. Użył akordeonu, ksylofonu i rozstrojonego pianina. Jak mówi kierownik muzyczny i dyrygent spektaklu Dawid Runtz: „Warto zwrócić uwagę na ukryte w tekście muzycznym figury retoryczne, np. patopeję (następstwo wznoszących półtonów), która w scenie śmierci symbolizuje cierpienie i ból”. Kompozytor używa więc bogatego instrumentarium i stosuje dysonansowe współbrzmienia, a równocześnie wykorzystuje harmonię tonalną. Strukturę powagi i horroru rozbijają interludia z motywem tanga.
Powstało dzieło intrygujące, niejednoznaczne, ciekawe w warstwie muzycznej i tekstowej. Oglądamy „dusze grzeszne opętane miłością”, widzimy dysonans pomiędzy upiorami i żyjącą Karą. Jest to opowieść o miłości, zbrodni, tęsknocie, cierpieniu i pokucie.