"Na szczytach panuje cisza" w reż. Krystiana Lupy w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Pisarz osiągnął szczyty sławy, ale okazuje się, że na tych szczytach jest pusto. Nie ma tam treści kreacyjnej. Panuje cisza. Tak jak w górach na alpejskich szczytach, gdzie widać tylko przesuwające się obłoki, które przecież nie zakłócają owej ciszy. Chyba że te niewinne obłoczki nagle przemienią się w grzmiącą i ciskającą piorunami burzę. Lecz w tym spektaklu burzy nie będzie. A szkoda, bo może nie byłoby wówczas tak nudno. Wprawdzie raz czy dwa razy reżyser Lupa funduje widzom bardziej dynamiczny kawałek, jak scena szaleństwa Meistera, jednak generalnie jest to przedstawienie typowo statyczne, "siedzące, gadające głowy". Gdybyż to jeszcze dialogi były porywające. Okropne nudziarstwo. A także jeśli idzie o wymowę całości, to przecież nie odkrywa Ameryki. Media zaś lobbujące na rzecz Lupy wynoszą ten spektakl na piedestał. A propos lobbingu medialnego: jak widać ma go Lupa dożywotnio, niezależnie od tego, czy zrobi knota, czy rzeczywi