„Syn” w reż. Bobi Pricopa z Teatrul Regina Maria z Rumunii na XXIII Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.
Ten spektakl można by pokazywać młodym parom w ramach nauk przedmałżeńskich. Także w urzędach stanu cywilnego. No bo zawsze przecież za kilka lub kilkanaście lat można w życiu spotkać kogoś ciekawszego, a rozwody, choć powszechnie dostępne, mogą doprowadzić do takiej tragedii, jaka wydarzyła się w domu Nicolasa, bohatera rumuńskiego dramatu Floriana Zeglera „Syn” w reżyserii Bobi Pricopa, inscenizacji przywiezionej do Bydgoszczy na 23. Festiwal Prapremier przez Teatrul Regina Maria z Rumunii.
Po rozwodzie rodziców pozostawiony z matką, kilkunastoletni chłopak popada w coraz głębszą depresję i albo siedzi w swoim pokoju, albo zamiast do szkoły chodzi na spacery. Nie lepiej, a nawet gorzej jest, kiedy na własną prośbę przenosi się do ojca i jego nowej rodziny. Permanentnie się okalecza. W efekcie trafia na oddział psychiatryczny, ale nie może tam wytrzymać, a wróciwszy do domu sięga po strzelbę, która prawie od początku przewijała się w jego rozmowach z ojcem. No więc w końcu musiała wystrzelić. Choć tu wcale nie dzieje się to w ostatnim akcie.
Bo ten ostatni akt jest zaskakujący. Nicolas odwiedza ojca. Deus ex machina przyjeżdżając z Berlina, by wręczyć ojcu poświęconą mu książkę swojego autorstwa. Rozmawiają o studiach na architekturze. Ojciec z dumą ogląda dzieło syna, kiedy niespodziewanie wchodzi młoda żona i pyta męża dlaczego znowu sam do siebie mówi. No i już wszystko jasne. Ten strzał zza sceny, nie padł z korkowca…
Chłopiec grający Nicolasa jest aktorsko świetny. I wtedy, kiedy jego bohater jest przygnębiony i wtedy, kiedy udaje wesołego, robi to po mistrzowsku, minimalnie tylko pozwalając widzowi podejrzewać w jego zachowaniu fałsz. Dlatego mimo wszystko można mieć nadzieję, że rzecz skończy się szczęśliwie. Ale przecież takie historie nigdy nie mają happy end’ u. Nawet, jeśli ofierze udaje się przeżyć. Bo okaleczenia psychiczne pozostają na całe życie. I odbijają się na jej związkach w dorosłym już egzystencji.
Ciekawa jest oprawa plastyczna Oana Micu. Narożnik pokoju , w którym ściany ustawiono pod kątem ostrym, symbolizuje przestrzeń tłamszącą wewnętrznie bohatera, ograniczającą jego psychiczną przestrzeń. I fioletowe wnęki oznaczające łóżko czy wyjście, tu kojarzą się z przepowiednią śmierci i żałoby. Ponury klimat spektaklu opartego prawie w stu procentach na dialogach i ich polskim tłumaczeniu wyświetlanym nad sceną także widza wprowadza w coraz niższy nastrój. Ale może w efekcie choć jedną osobę na sali odwiedzie od egoistycznych odruchów wobec własnych dzieci?
W Polsce dawno już nie oglądałam tak dalece realistycznej inscenizacji. Ale dawno też nie słyszałam ze sceny tak czystej dykcji i emisji głosu nie wspieranej mikroportami.
***
Teatrul Regina Maria z Rumunii
Florian Zegler
Syn
Reżyseria: Bobi Pricop