Z ANDRZEJEM ROZHINEM, reżyserem przygotowującym w Teatrze Horzycy w Toruniu przedstawienie "Iwony księżniczki Burgunda" Witolda Gombrowicza, rozmawia Andrzej Churski
- Dlaczego "Iwona księżniczka Burgunda"? Czy coś się stało, co powoduje, że warto w tym momencie wystawić właśnie tę sztukę? - To ciągle żywy dramat i moim zdaniem warto do niego wracać nawet wtedy, gdy nic się specjalnego nie stało. Przedstawia rzeczywistość dość szczególną, rzeczywistość zamkniętego układu władzy, w którym pojawia się Iwona - człowiek z własnymi niepokojami, stresem, samotnością, osobistym bólem. Taka relacja jest w naszym dzisiejszym bałaganie świata dość aktualna. W całym tym parciu do przodu, nierozglądaniu się dokoła siebie, zatracaniu podstawowych wątków kontaktu międzyludzkiego gubi się wrażliwość i chęć zrozumienia drugiego człowieka. - Wyraźną bohaterką będzie więc Iwona? - Ktoś z innego świata, zagubiony, ale zarazem ze świata równie nieprzyjemnego i nieludzkiego, ktoś samotny, przeżywający swoje problemy i swój ból. - Czyli bardziej interesuje pana człowiek niż mechanizm - w tym