"Nirvana" w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Leszek Pułka w Dzienniku - dodatku Kultura.
Teatr nowych twórców coraz bardziej przypomina działania PR w czasie kryzysu: w druku wypisuje efektowną misję sceny, na internetowym portalu zawiesza błyskotliwe obrazki, lecz w spektaklu realizuje fatalny produkt. Podobnie uczynił Krzysztof Garbaczewski z ''Nirvaną'' we wrocławskim Teatrze Polskim. Widz spodziewa się nazwania istotnej relacji pomiędzy życiem i śmiercią. Tuż za drzwiami pobudzony nowymi mediami ogląda tylko teatralną zabawkę. Raz wideoklipowe, nieudolnie opisywane kamerą, raz nużące, banalne aktorsko scherzo na temat buddyjskiego transu, szpitalnej śmierci, seksualnej przemocy i bliżej niesprecyzowanej apokalipsy teatru. Nieumiejętność związania żywiołów widowiska nie jest problemem reżysera, lecz epoki. Nie ma powodu, aby dąsać się na artystów, skoro nic innego nie mogą powiedzieć niż chcą tego władcy mediów. Pewnie dlatego Garbaczewski dał w swoim spektaklu cztery proste scenki, z których nie wynika nic now