EN

8.02.1999 Wersja do druku

Nikt nie utulił Iwony

To przedstawienie było jak życie: chwilami wspaniałe, wzniosłe, piękne - w innych momentach przykre, słabe. Jednak przeważało piękno. I uczucie, że wszystkim nam się chce: aktorom grać, pu­bliczności oglądać - że zależy nam na tym, żeby się udało. Wielu wiernych widzów Dramatycz­nego poczuło się zapewne tak, jak­by trafiło przez przypadek do innego teatru. Nowe fotele, wykładziny i odmalo­wane ściany były zmianą ledwie do­strzegalną w stosunku do przeobraże­nia, jakie dokonało się w ludziach na sce­nie. Celowość i precyzja W "Iwonie..." Śmigasiewicza zazna­czyło się to, co w teatrze powinno być normą, a od czego Dramatyczny nas odzwyczaił - mowa o celowości i precy­zji użycia środków wyrazu. I taka jest scenografia Macieja Preyera. Zaaranżo­wał on na scenie przestrzeń, która przy­pomina strych, jakąś rupieciarnię pełną niepotrzebnych, zużytych sprzętów. At­mosferę schyłku, końca podkreśla umie­szczony w tle obr

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Nikt nie utulił Iwony

Źródło:

Materiał nadesłany

Kurier Poranny nr 32

Autor:

Jerzy Szerszunowicz

Data:

08.02.1999

Realizacje repertuarowe