To przedstawienie było jak życie: chwilami wspaniałe, wzniosłe, piękne - w innych momentach przykre, słabe. Jednak przeważało piękno. I uczucie, że wszystkim nam się chce: aktorom grać, publiczności oglądać - że zależy nam na tym, żeby się udało. Wielu wiernych widzów Dramatycznego poczuło się zapewne tak, jakby trafiło przez przypadek do innego teatru. Nowe fotele, wykładziny i odmalowane ściany były zmianą ledwie dostrzegalną w stosunku do przeobrażenia, jakie dokonało się w ludziach na scenie. Celowość i precyzja W "Iwonie..." Śmigasiewicza zaznaczyło się to, co w teatrze powinno być normą, a od czego Dramatyczny nas odzwyczaił - mowa o celowości i precyzji użycia środków wyrazu. I taka jest scenografia Macieja Preyera. Zaaranżował on na scenie przestrzeń, która przypomina strych, jakąś rupieciarnię pełną niepotrzebnych, zużytych sprzętów. Atmosferę schyłku, końca podkreśla umieszczony w tle obr
Tytuł oryginalny
Nikt nie utulił Iwony
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Poranny nr 32