We Wrocławiu wychodząc do braw z zaklejonymi ustami czujemy moc, tym bardziej, że dostajemy też ogromne wsparcie publiczności. W Białymstoku byłem jednak osamotniony. Naprawdę zrobiło mi się ogromnie smutno. Dotarło do mnie, w jak bardzo żenującej jesteśmy sytuacji i co nam zafundował urząd marszałkowski we Wrocławiu i nowy dyrektor Cezary Morawski - mówi Andrzej Kłak, występujący gościnnie w białostockim Teatrze Dramatycznym.
W Białymstoku w czasie premiery "Trans-Atlantyku" wyszedł Pan do widowni z zaklejonymi taśmą ustami. Aktor Piotr Szekowski odczytał apel protestujących aktorów Teatru Polskiego we Wrocławiu, w którym Pan pracuje. Co Pan czuł w tym momencie? Andrzej Kłak: To było zaskakujące. We Wrocławiu wychodząc do braw z zaklejonymi ustami czujemy moc, tym bardziej, że dostajemy też ogromne wsparcie publiczności. W Białymstoku byłem jednak osamotniony. Naprawdę zrobiło mi się ogromnie smutno. Dotarło do mnie, w jak bardzo żenującej jesteśmy sytuacji i co nam zafundował urząd marszałkowski we Wrocławiu i nowy dyrektor Cezary Morawski. Dla mnie to sytuacja bardzo przykra emocjonalnie. I bardzo obciążająca. Dziękując aktorom z Białegostoku poczułem duży zastrzyk energetyczny. Wsparcie płynie z całej Polski. Koledzy aktorzy i koleżanki aktorki nie mają nic przeciwko temu, a nawet sami proponują, by odczytać ze sceny ten apel. Czego wyrazem jest zaklejani