"Hamlet" Wiliama Szekspira w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Aneta Kyzioł w Polityce.
To "Hamlet" prozą, w każdym sensie tego słowa. Tłumaczenie Piotra Kamińskiego w ustach aktorów układa się dobrze, widzom pozwala bez kłopotów śledzić przebieg fabuły, ale jednocześnie polskim słowom brak tu siły, jaką ma oryginał. Podobnie jest z całym spektaklem, Tadeusz Bradecki uczciwie relacjonuje fabułę i tyle. O tym, że Hamlet czyta "O tyranii" Timothy'ego Snydera wiedzą jedynie czytelnicy przedpremierowych wywiadów z reżyserem, śladów tej lektury w spektaklu specjalnie nie widać. Bohaterowie są i bliscy widzom, i nijacy - w kostiumach i scenografii sugerujących ponadczasowość inscenizacji. Hamlet, w bardzo poprawnym wykonaniu świetnego Krzysztofa Szczepaniaka, chwyta się idei zemsty na stryju za zamordowanie ojca trochę z braku innych pomysłów na życie, ale bardziej chyba ze wściekłości na matkę, że używa życia po śmierci męża. W ogóle w tej inscenizacji bez właściwości najsilniej wybrzmiewają frazy dotyczące męskiej zazdro�